Rozluźnić pętlę podatkową w górnictwie
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Wiadomości
- Dla mnie jako geologa niezrozumiałe są wynikające z kwestii klimatycznych zarzuty wobec górnictwa. W ogóle nie znoszę terminu „dekarbonizacja”. Antropogeniczna emisja CO2 nie ma aż takiego wpływu na zmiany klimatyczne, jak niektórzy powszechnie głoszą - stwierdza w rozmowie z Trybuną Górniczą prof. KRYSTIAN PROBIERZ, senator Prawa i Sprawiedliwości, pracownik naukowy Wydziału Górnictwa i Geologii Politechniki Śląskiej.
Jak pan ocenia zmiany, z jakimi obecnie mamy do czynienia w górnictwie?
Ogólnie pozytywnie, idą w dobrym kierunku. Trzeba pamiętać, że w spadku po poprzedniej ekipie rządzącej otrzymaliśmy niedobre rzeczy: dramatyczną sytuację spółek. Jastrzębska Spółka Węglowa była praktycznie bankrutem. W tej sytuacji początkowe procesy naprawiania, restrukturyzowania górnictwa polegały głównie na działaniach finansowych. Tam nie było pracy dla górnika czy geologa. Konieczna była restrukturyzacja zadłużenia. Nie zazdroszczę tym, którzy podjęli się tego zadania. Obecnie wiemy już, że to idzie w dobrą stronę. Staliśmy nad przepaścią i… zrobiliśmy krok w bok, a więc w nie najgorszym kierunku. Największym pozytywem jest sam fakt, że górnictwo węgla kamiennego jeszcze w ogóle istnieje, bo sytuacja była bardzo poważna. Były wątpliwości co do tego, czy w ogóle je ratować, lecz rozsądek zwyciężył, wynikający nie tylko ze względów społecznych.
Ten proces naprawy, zmian nadal trwa.
Tak i potrwa jeszcze długo, ale teraz możemy już zobaczyć pewną perspektywę przed branżą, co nie oznacza, że nie uniknięto błędów. Pewne rzeczy nam uciekły, ale w sytuacji podbramkowej trzeba było dokonać wyborów. Priorytet stanowiła naprawa finansów. Potem nastąpiło łączenie spółek, mariaż energetyczny. Energetyka broniła się przed nim mocno. Teraz, po ogłoszeniu raportu Najwyższej Izby Kontroli, wiadomo, że dotowania górnictwa tak naprawdę nie było. Po raz pierwszy oficjalna państwowa instytucja pokazała w raporcie z kontroli funkcjonowania górnictwa węgla kamiennego w latach 2007-2015, że do tej branży nie trzeba było praktycznie dopłacać.
Różnica pomiędzy dotacjami rządowymi a odprowadzonymi środkami z tytułu opłat publicznoprawnych była naprawdę niewielka. Przyznał to Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK.
No tak, ale ja bym jeszcze dyskutował o tym, czy do tej rzekomej dotacji można w ogóle zaliczać emerytury, a to przecież największa pozycja w środkach przekazanych przez budżet państwa. Zrzucono na spółki górnicze obowiązek państwa i nie poszły za tym żadne środki. To nie było uczciwe. Mam na myśli tak emerytury górnicze, jak i deputaty węglowe. To ogromne kwoty, przewyższające możliwości przedsiębiorstw. Czy jakakolwiek inna firma poza górniczymi ma takie zobowiązania? Ja o tym nie słyszałem.
Wróćmy do tematu zmian w górnictwie. Nie zgadzał się pan z decyzją o zamknięciu kopalni Krupiński. Dlaczego?
Nie rozumiem tej decyzji. Ona nie była logiczna. Tam się znajduje 13 proc. zasobów węgla koksowego całej Jastrzębskiej Spółki Węglowej, które mogą bezpowrotnie przepaść, bo ta kopalnia jest swego rodzaju „wyspą”. Tam też jest spory majątek, np. bardzo nowoczesny zakład przeróbczy, który jest w stanie zaoferować dwa produkty. Podkreślam, że w Krupińskim jest tylko węgiel koksowy. A znam te złoża od ponad 40 lat. Decyzją zarządzających było, czy sprzedawano go jako koksowy, czy jako energetyczny. Nie chciałbym, aby ta kopalnia stała się dla kogoś sprawą ambicjonalną. Czasami lepiej przyznać się do błędu. Sam, jako profesor, także się czasami mylę i mówię o tym otwarcie. Mogę zdradzić, że tematu kopalni Krupiński nie odpuszczono, zakulisowe rozmowy w tej sprawie nadal trwają.
Często w parlamencie musi pan wyjaśniać sprawy związane z górnictwem?
Owszem, jestem w Senacie pytany o sprawy górnictwa. Np. koledzy senatorowie z Kaszub czy Mazur mówią, że chętnie kupiliby polski węgiel, ale nie wiedzą, gdzie go u siebie dostać. W ofercie nadal jest rosyjski, marnej jakości. Jednym z pomysłów na uzdrowienie naszego węgla miało być ograniczenie importu surowca, głównie rosyjskiego. Pewne działania w tym zakresie już zostały podjęte, ale być może wszystkiego naraz nie da się zrobić. Sprowadzano tzw. niesorty, do których można było wpakować absolutnie wszystko. Sprawa stała się aferalna. Przy granicy wschodniej budowano nawet zakłady przeróbcze. Czerpano z tego duże dochody. Przez lata na górnictwie potrafili zarabiać wszyscy, z wyjątkiem samego górnictwa. Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa przedstawiała dane, pokazywała liczby, przygotowywała publikacje. Ja też na ten temat napisałem książkę i liczne artykuły, tylko żeby jeszcze ktoś chciał to czytać.
Dlaczego geolog, górnik, naukowiec z krwi i kości zainteresował się polityką?
Kiedy kilka lat temu NIK zajmował się polskim górnictwem, liczeniem zasobów, zaproszono mnie do współpracy jako eksperta. Jestem legalistą. Nie zawsze ze wszystkimi przepisami się zgadzam, ale działałem i działam tylko z wykorzystaniem możliwości prawnych. Zostałem zaproszony do komisji sejmowej, gdzie prezentowano raport NIK na temat górnictwa. Konkluzja nie bardzo się podobała ówcześnie rządzącym, ale przecież taka jest rola Izby, aby wytykać błędy zarządzającym. Usłyszałem od przedstawicieli poprzedniego rządu, że nie zamierzają zmieniać polityki wobec górnictwa, bo jest ona dobra i że NIK może sobie pisać, co chce. Dodano, że rząd słuchać może, ale nie musi, bo raport to opinia bez mocy prawnej. To mnie wtedy mocno zabolało. Ta sprawa stała się też jednym z powodów, dla których dałem się wciągnąć do polityki. Zajmuję się nią ze świadomością, że politykiem tylko się bywa. Przede wszystkim jestem profesorem geologii, pracownikiem Politechniki Śląskiej. Mam to szczęście, że współuczestniczę teraz w wielkiej przebudowie naszej Ojczyzny.
Co, poza tym co już zrobiono, zmieniłby pan, aby wspomóc branżę węglową?
Wielokrotnie poruszano kwestię możliwości ulżenia górnictwu w sprawach fiskalnych. To byłoby pójście w dobrym kierunku. Obecne obciążenie jest nadmierne i tak naprawdę stanowi pozbawione większego sensu przekładanie pieniędzy z kieszeni do kieszeni. Od mieszania ta herbata naprawdę nie zrobi się słodsza. GIPH pokazywała czarno na białym, że te obciążenia dławią branżę tak węgla kamiennego, jak i brunatnego. Warto tę pętlę nieco rozluźnić, a nie ciągle zaciskać.
Nieco ponad tydzień temu po raz pierwszy publicznie zaprezentowano program dla górnictwa. Co pan o nim sądzi?
Większych kontrowersji nie budził, bo w jego tworzenie zaangażowano zespół składający się z szerokiego grona ekspertów, reprezentantów nie tylko rządu, ale i przedsiębiorców oraz strony społecznej. Jest spójny, wkrótce trafi do konsultacji.
Grzegorz Tobiszowski, wiceminister energii, zapowiedział uchwalenie kompleksowej ustawy górniczej. Jakie zapisy chciałby pan w niej znaleźć?
Trzeba koniecznie uregulować sprawy związane z nowymi technologiami, innowacjami. Zgazowanie naziemne węgla – na to powinniśmy stawiać. Taką instalację chciano wybudować w Kędzierzynie-Koźlu. To pomysł, do którego trzeba wrócić. Przypomnę RPA, któremu ze względu na apartheid, świat odmówił sprzedaży gazu i ropy. Mieli i mają duże zasoby węgla i musieli sobie radzić, stosując właśnie zgazowanie. Ich kadrę w latach 80. zasiliła spora grupa naszych naukowców. W zgazowanie idą też Chiny. Ten kierunek jest jak najbardziej właściwy również dla Polski, bo zapewnia zbyt na nasz węgiel, uniezależnia nas w pewnym stopniu od importu surowca ze Wschodu i pozwala wypełnić unijny mix. Tylko czy wystarczy nam specjalistów, czy uda się odbudować kadrę? Jak patrzę na swoich studentów i potencjalnych kandydatów, to niezbyt wielu się garnie na kierunek górnictwo. Parę niepochlebnych publikacji w mediach i zainteresowanie studiami maleje, a absolwenci są przecież i będą nadal potrzebni i zatrudniani przez spółki górnicze, o czym świadczą liczne oferty pracy.
Prasę górnictwo ma od lat fatalną.
Tutaj trzeba wykonać pracę u podstaw i ten zły PR wokół górnictwa zmienić. Tylko kto to ma robić? Spółki poprawiają wyniki, ale przed nimi nadal daleka droga.
Nie bez wpływu na ten negatywny wizerunek są ekolodzy oraz Unia Europejska i jej polityka dekarbonizacyjna.
Dla mnie jako geologa niezrozumiałe są wynikające z kwestii klimatycznych zarzuty wobec górnictwa. W ogóle nie znoszę terminu „dekarbonizacja”. Antropogeniczna emisja CO2 nie ma aż takiego wpływu na zmiany klimatyczne, jak niektórzy powszechnie głoszą. Politycy i ekolodzy przerzucają się hasłami, ale tak naprawdę chyba już zapomnieli, o co im chodzi, bo na pewno nie o klimat. Znam czynniki geologiczne, które wpływają na zmiany klimatu. To następuje bez względu na to, czy człowiek prowadzi działalność przemysłową, czy też nie. Na argumenty naukowe mam kontrargumenty, lecz na ideologię niestety nie. Pewien wpływ na klimat mamy, ale pewne hasła i żądania Unii są posunięte do granic absurdu. Komisja Europejska nie może sobie nadawać takich uprawnień i wprowadzać regulacji, które nijak mają się do nauki. Nagonka eurokratów na węgiel dawno przekroczyła granice absurdu i oby nie objęła również węgla drzewnego do grillowania!
Czynimy zabiegi o tzw. żółtą kartkę w sprawie pakietu zimowego.
Oby się udało. Bo te wielkości emisji dla elektrowni węglowej są tak pomyślane, że nie można ich spełnić. Nawet najbardziej nowoczesny zakład (a takie w Polsce też mamy) nie jest tego w stanie zrobić. Nie było odważnych do wprowadzenia wprost zakazu używania węgla do produkcji energii, zrobiono to opłotkami, przez ograniczenie wielkości dozwolonej emisji. Tak na marginesie przytoczę pewien dowcip. Istnieje gradacja i hierarchia nauki: szkoła podstawowa, szkolnictwo średnie, wyższe, akademia nauk, nobliści… a co na samej górze? Komisja Europejska. Skąd oni się tam wzięli? Tego to ja nie wiem. Ale oni zawsze wiedzą lepiej. Spoglądam na statystyki, które pokazują, że w zużyciu energii na mieszkańca jesteśmy na samym dole na liście krajów europejskich. W ostatnim okresie co prawda zaczęliśmy się mocno rozwijać, bo 4 proc. wzrostu gospodarczego to świetny wynik, ale w porównaniu z innymi krajami europejskimi nadal mamy jeszcze wiele do nadgonienia. Jesteśmy państwem na dorobku. Jedno nie ulegnie wątpliwości, że jeśli chcemy iść do przodu, to musimy zwiększyć zużycie energii na mieszkańca. Ale z czego go produkować? Jeszcze przez następne kilkadziesiąt lat z węgla.
Mamy go na około 60 lat. A co potem?
Rozwijają się nowoczesne technologie, odnawialne źródła energii. Mam nadzieję, że do czasu, kiedy skończy się węgiel, nauczymy się bez większych strat przechowywać, magazynować energię. Nie chciałbym, żeby nadszedł taki dzień, kiedy będziemy musieli sprowadzać węgiel do produkcji energii ze Wschodu, a energię elektryczną kupować na Zachodzie np. we Francji. Póki co jesteśmy drugim europejskim krajem po Wielkiej Brytanii, który jest dobrze zabezpieczony, bo wytwarza energię z własnych surowców (importujemy jedynie poniżej 20 proc. pierwotnych nośników energii).
źródło: nettg.pl, autor: Aldona Minorczyk-Cichy, fot.: ARC