„Czy węgiel wraca do łask?” - pytanie, które postawiono przed kilkoma dniami uczestnikom panelu górniczego na katowickim kongresie gospodarczym Nowy Przemysł Expo, skupiło uwagę dyskutantów i słuchaczy na napięciu między nadziejami z odradzania się branży w Polsce a antywęglową polityką unijną i warunkami rynkowymi dla energetyki i górnictwa. Trendy na świecie, w Polsce i rosnącej liczbie krajów europejskich znacznie odbiegają od panujących politycznie w Unii Europejskiej.

- Myślę, że nastaje czas rehabilitacji węgla. Kryzys, który miał miejsce jeszcze dwa lata temu, został wreszcie przełamany – ocenił Janusz Olszowski, szef Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, podając serię danych z Europy i świata.

- Węgiel ostatnio bardzo silnie się broni, wbrew Komisji Europejskiej i Parlamentowi Europejskiemu, który nie robi nic, żeby przeciwstawić się pomysłom na całkowite wyrugowanie węgla z miksu energetycznego UE – zauważył szef GIPH.

1600 elektrowni węglowych powstaje właśnie na globie

Wbrew politykom UE, zużycie węgla na świecie rośnie (38 proc. udziału w produkcji prądu, tyle co przed 20 laty). Planuje się lub buduje obecnie ok. 1600 elektrowni węglowych w 62 krajach globu. Prezydent USA skutecznie demontuje dekarbonizacyjną politykę poprzednika. Trump usiłuje też przekonać Bank Światowy, aby powrócił do kredytowania inwestycji węglowych (od kilku lat m.in. wskutek zabiegów Obamy panuje embargo finansowe na pożyczki dla energetyki węglowej i kopalń, wyjątkiem są Chiny, które aktywnie korzystają z nieobecności innych graczy na rynkach finansowych i stworzyły dwa własne banki do obsługi przemysłu węglowego).

W Niemczech - opisywał Janusz Olszowski - kanclerz Merkel odrzuciła propozycję komisarza UE ds. klimatu i energii, który zażądał jeszcze ambitniejszych celów redukcji emisji. Odmowę Niemiec, co ciekawe, poparły natychmiast Hiszpania i Irlandia.

W sporze o tempo zamykania niemieckich odkrywek i elektrowni węgla brunatnego głośne weto wobec przyspieszenia wyraził gigant energetyczny RWE.

W Niemczech brzmią "polskie" argumenty

- Firma podkreśliła, że ma 25 proc. udziału w produkcji prądu w Niemczech, a decyzje o przyspieszonej likwidacji grożą efektem domina w gospodarce, m.in. utratą setek tysięcy miejsc pracy, przychodów. Były to takie argumenty, których używamy dla sytuacji w Polsce – podkreślał Olszowski.

Szef GIPH zwrócił uwagę, że nawet lider dekarbonizacji w UE – Wielka Brytania (gdzie oprócz opłat emisyjnych EU ETS działa specjalny antywęglowy podatek dla elektrowni) paradoksalnie zwiększyła ostatnio udział węgla w generacji prądu do 10 proc. (wbrew celowi, którym miała być całkowita dekarbonizacja energetyki na Wyspach Brytyjskich do 2025 r.).

- Dlaczego? Bo przy cenach gazu, które są najwyższe od wielu lat, po prostu zaczęła im się opłacać produkcja energii elektrycznej z węgla. Anglicy zwiększyli też import węgla – tłumaczył szef GIPH. Dodał o niedawnym sukcesie porozumienia Polski z Francją, Wielką Brytanią, Włochami, Grecją, Węgrami i Irlandią w sprawie obrony węgla przed KE na rynku mocy.

W Brukseli nie wiedzą o co "dinozaurom" chodzi

- Polityka klimatyczno-energetyczna UE jest cały czas zaostrzana. W Unii nawet nie dyskutuje się na takie tematy, którymi my się zajmujemy. Jesteśmy w Brukseli czy Strasburgu traktowani jak dinozaury. Patrzą na nas zdziwieni, nie wiedzą, o co nam chodzi. Decyzje tam już zapadły, węgiel trzeba wyeliminować. Kropka. Bez względu na konsekwencje, konkurencyjność gospodarki, bezpieczeństwo – opisywał Janusz Olszowski.

- Cieszę się, że jednak następuje przełom. Nie jesteśmy jako Polska samotni, mamy na całym świecie coraz więcej sojuszników, którzy myślą trzeźwo i potrafią liczyć – szef GIPH opisał, że w UE i jej sąsiedztwie nowe elektrownie węglowe zbudowano lub buduje się w Holandii, Niemczech, Włoszech, Słowenii, Polsce, Republice Czeskiej, Grecji, Bułgarii, a ostatnio w Bośni, Rumunii, Czarnogórze i Kosowie. Olszowski podkreślił, że z koniunktury korzystają Rosja (przy wydobyciu 420 mln t wyeksportuje 200 mln t węgla) i USA (100 mln t zyskownego eksportu).

Drożenie zezwoleń emisyjnych EU ETS osłabi węglową motywację

Znacznie sceptyczniej szanse węgla w Europie ocenił Janusz Steinhoff, były minister gospodarki w latach 1997-2001 i wicepremier w rządzie Jerzego Buzka. Argumentował, że zdecyduje o tym polityka klimatyczna, której większość krajów UE bynajmniej nie kontestuje.

- Bardzo dynamiczny ostatnio wzrost opłat za emisję CO2 w znaczący sposób osłabi motywację do budowy nowych bloków energetycznych na paliwa stałe. Skok cen z 5 do 25 euro za emitowaną tonę dwutlenku węgla to wyjątkowo dużo, a prognozy przewidują 30 euro/t w pięcioleciu. Grozi nam podwojenie cen energii z węgla – mówił Steinhoff.

Przyznał, że jedynym, co nam pozostaje, jest modernizacja energetyki i zmniejszanie kosztów wydobycia w górnictwie. Koszty kopalń – ze względu na trudne warunki geologiczno-górnicze i konieczność zapewnienia ludziom bezpieczeństwa – nieuchronnie będą rosły.

Dłuższa praca kopalń - bez zaklinania rzeczywistości

Pozostaje zatem zwiększać wydajność, bo obecna jest bardzo niewystarczająca, aby móc konkurować z krajami, gdzie naturalne warunki górnicze i geologiczne są nieporównanie lepsze (głębokość złóż, zagrożenia naturalne w kopalniach, urbanizacja obszarów górniczych i in.).

- Nie zaklinając rzeczywistości, trzeba myśleć o wydłużeniu czasu pracy kopalń. Powinno to być przedmiotem porozumienia z partnerami społecznymi – apelował Steinhoff. Wezwał też do przychylnego spojrzenia administracji na inwestorów zagranicznych w górnictwie. Ich projekty (znamy obecnie dwa) mogą wspierać bezpieczeństwo energetyczne Polski i rynek pracy dla górników.

Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący ZZG w Polsce, przyznał, że nie ma mowy o podobnych zmianach bez porozumienia ze stroną społeczną. Przypomniał, że stawianie związkowców przed faktami dokonanymi kończyło się w przeszłości fatalnymi decyzjami, jak ta o zlikwidowaniu na pierwszej fali restrukturyzacji górnictwa w Polsce 24 kopalń (zwłaszcza bezzasadnie zamykanych - jak podkreślił związkowiec - w Zagłębiu Dąbrowskim).

Na rynek nie można się gniewać. Ale czy zawsze mu wierzyć?

Zdaniem szefa Węglokoksu Sławomira Obidzińskiego, na perspektywach polskiego węgla w przyszłości odciśnie się nieuchronny wzrost importu surowca do kraju.

- Nie ma powodu gniewać się na rynek. My również kupujemy tańszy węgiel, niż oferowany w portach ARA, w tym także z Rosji – mówił Sławomir Obidziński, postulując "odczarowanie importu". Prognozował, że rekord z 2011 r. (15 mln t importu węgla do Polski) zostanie pobity w tym roku (nawet 17-18 mln t), a wolumeny importowe będą rosły.

Z kolei przed „histerią nadpopytu”, czyli efektem sztucznego pobudzania rynku informacjami, że węgla zimą zabraknie, przestrzegał Tomasz Rogala, szef PGG. Ujawnił, że wewnętrzne analizy firmy mówią o rychłej nadpodaży jednego z gatunków węgla energetycznego w Polsce. Przewiduje się kłopoty ze zbytem dla ok. 2 mln t takiego surowca.

Import węgla jak cenna informacja

- Czy import niepokoi? Tak. Ale świadczy on też o pojemności polskiego rynku – ocenił Grzegorz Tobiszowski, wiceminister energii, który apelował, by racjonalniej podchodzić do rozmaitych alarmistycznych opinii. Z punktu widzenia rynku import nie jest problemem, świadczy bowiem o chłonności krajowego rynku.

- Gdy doświadczamy importu z zagranicy - źle, bo mamy krajowych dostawców i własny surowiec. Ale gdy ratowaliśmy nasze kopalnie, także straszono, że robimy bardzo źle, bo wbrew polityce klimatycznej. Nie ma w tym logiki! - konstatował o zarzutach Tobiszowski.

Wiceminister przyznał też jednak, że górnictwu nie wolno zamykać się na czyste, nowoczesne technologie węglowe, a zwiększanie wydajności kopalń okazuje się koniecznością.

źródło: nettg.pl, autor: WIG

ZWIĄZEK ZAWODOWY "KADRA"
KWK "CHWAŁOWICE" W RYBNIKU

ul. Przewozowa 4, 44-206 Rybnik
KRS: 0000000306
NIP: 642-256-54-66
REGON: 273939056