mordasiewiczPolski węgiel nie jest w stanie utrzymać udziału w produkcji energii na poziomie 90 proc. Nieracjonalne byłoby natomiast w perspektywie najbliższych 30 lat schodzenie poniżej 40-50 proc. tego udziału w miksie energetycznym - stwierdza w rozmowie z Trybuną Górniczą Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.

Stwierdził Pan niedawno, że należy ograniczyć, a nawet zlikwidować tzw. przywileje górnicze. Co rozumie Pan pod tym pojęciem?
Co to znaczy przywilej? Otóż przywileje miała kiedyś w Polsce np. szlachta. Jeżeli otrzymuję coś za nic tylko dlatego, że jestem szlachcicem lub np. górnikiem, to ja uznaję to za przywilej. Jeżeli natomiast uzyskuję większe wynagrodzenie za większą wydajność pracy, to nie jest to żaden przywilej, a jedynie uprawnienie. W przypadku górników widzę tu dwa zasadnicze problemy.

To znaczy?
Jestem członkiem rady nadzorczej ZUS i od jakichś 15 lat interesuję się systemami emerytalnym, i uważam za właściwy system powszechny, czyli taki, w którym każdy z nas, odchodząc na emeryturę, dostanie tyle, ile wpłacił składek, podzielone przez oczekiwany czas życia w miesiącach. Uważam, że to uczciwe postawienie sprawy. Jeśli pracuję w szarej strefie, nie płacę składek, uciekam przed nimi, to wiadomo, że dostanę mniej. Ważne jest więc, ile zgromadziłem kapitału, ale i to, przez ile czasu będę go pobierał. Porównam np. lekarza i górnika, którzy pracują i w ciągu życia wpłacili tyle samo składek. Po dotarciu do wieku emerytalnego lekarz otrzyma dokładnie tyle emerytury, ile zgromadził składek, podzielone przez zakładany czas życia. W przypadku górników tak nie jest. Górnik dostanie prawie trzy razy więcej od lekarza. To uważam za przywilej i jest to głęboko niesprawiedliwe.

A nie sądzi Pan, że jest to pewna rekompensata za pracę w warunkach, które jednak zwiększają prawdopodobieństwo, że czas życia będzie krótszy?
Ja nie kwestionuję, że praca górników jest ciężka i szkodliwa dla zdrowia. Istnieje w polskim systemie emerytalnym pojęcie pracy w szczególnych warunkach i o szczególnym charakterze. Praca pod ziemią jest zaliczana do takiej pracy i górnicy powinni podlegać ustawie o powszechnym systemie emerytalnym, z uznaniem ich pracy za pracę o szczególnym charakterze i w szczególnych warunkach, ale wyznaczanie wysokości emerytur górniczych jest w zupełnie innym modelu. Nie bierze się bowiem pod uwagę, ile górnicy będą żyli i faktu, że przechodzą na emeryturę prawie 20 lat wcześniej. Były dwie możliwości - obniżenie ich wieku emerytalnego o 10 a nie 20 lat albo model, w którym górnik przez 25 lat pracuje na dole, a potem pracuje na powierzchni.

No tak, ale czy Pana zdaniem dałoby się tak logicznie to wdrożyć, nie tworząc fikcyjnych, niepotrzebnych etatów?
Tak. Ludzie przecież zmieniają pracę. Każdy z nas. Choć górnicy robią to akurat bardzo rzadko. Przede wszystkim chodzi mi jednak o to, że jeśli górnik płaci składki, to powinna go obowiązywać ta sama zasada, która obowiązuje lekarza. Niesprawiedliwość systemu wynika jednak z tego, że górnikowi zalicza się za rok pracy np. na przodku 1,8 roku czy 1,5 za pracę pod ziemią. Oznacza to, że kopalnia powinna płacić te 1,5 składki. Jak tak sobie z grubsza przeliczyłem, to do każdego górnika społeczeństwo dopłaca 1,5 tys. zł miesięcznie. Chcąc zachować dotychczasowe warunki emerytur dla górników, powinna do nich dopłacać kopalnia. Jeśli tak nie jest, to skąd ta dodatkowa połowa składki ma się wziąć? Spada to na lekarza czy np. pielęgniarkę.

To samo tyczy się np. sędziów i służb mundurowych?
Oczywiście! Uważam, że to, co się dzieje dziś w służbach mundurowych czy w przypadku sędziów i prokuratorów, to draństwo. To są takie same przywileje jak w przypadku górników. Górnicy dostają prawie trzy razy więcej niż wpłacili. To widać czarno na białym, nie da się tego zatuszować. Badania, owszem, pokazują, że pracy górnika pod ziemią nie da się wykonywać do 65. roku życia, jednak długość życia górników nie odbiega od innych grup zawodowych. Działacze górniczy to wiedzą, bo związkowcy mają dostęp do tych badań i ich nie kwestionują.

Trudno jednak wymagać od ludzi, by nie chcieli korzystać z prawa w sposób dla siebie korzystny?
Ja twierdzę tylko, że mamy niesprawiedliwy system emerytalny. To samo tyczy się np. rolników. Jeśli porównam rolnika z rzemieślnikiem, często od rolnika biedniejszym, to rolnik, owszem, ma emeryturę dwa razy mniejszą, ale płaci składkę sześć razy mniejszą i to znowu jest przywilej. My wobec tych grup nie mamy nic w zamian za te przywileje. Przykładowo policjant dostaje emerytury cztery razy więcej niż pielęgniarka, która zarabiała tyle samo. W dodatku w przypadku mundurowych składki odprowadzane są z pieniędzy budżetowych, więc realnie przy takiej samej kwocie brutto policjanci netto zarabiają więcej. To samo jest z sędziami i prokuratorami. Jest to społecznie nieuczciwe.

Ale mówiąc o przywilejach, pewnie nie ma Pan na myśli chyba tylko kwestii emerytur?
Nie. Sprawa dotyczy też wynagrodzeń i warunków pracy. W normalnej firmie, jeśli mamy porozumienia płacowe, to dostosowane są one do sytuacji finansowej firmy. Spójrzmy na przykład Bogdanki. Mamy tam z jednej strony akcjonariuszy, którzy inwestując, oczekują od firmy dywidendy, a z drugiej pracowników, którzy chcą zarabiać. Zarząd musi pogodzić te dwie grupy, bo jeśli akcjonariusze nie będą zarabiać, to wycofają kapitał. Jeśli nie dopłaci się pracownikom, będą bojkotować pracę. Jeśli pracownik nie jest prawidłowo wynagradzany, to gorzej pracuje. Każdy to wie. Zarząd musi działać tak, by obie grupy były usatysfakcjonowane i w spółkach prywatnych występuje mniej więcej taka równowaga. W ostatnich 10 latach wynagrodzenia wzrosły o 28 proc., a wydajność o 30 proc. Można więc powiedzieć, że jedni nie żyją kosztem drugich. Natomiast w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, w czasie gdy wydajność pracy stała wynagrodzenia wzrosły o 60 proc. W prywatnych firmach wynagrodzenie dzieli się na część stałą oraz taką, którą wypłaca się, jeśli spółka generuje zysk.

Czyli normalna rzeczywistość rynkowa...
Tak. Nie jest logiczne wypłacanie nagród w sytuacji, gdy firma generuje straty. Mogą one wynikać z przyczyn wewnętrznych lub zewnętrznych. Mówiąc jednak o przywilejach górniczych, mam na myśli porozumienie, w którym górnicy mają zagwarantowane wypłaty nagród, nawet jeśli spółka generuje straty. Jest to dla mnie nie do zaakceptowania. W wielu spółkach z udziałem Skarbu Państwa są takie porozumienia. Wypłaca się nagrody, nawet gdy spółka idzie pod wodę. Tak się stało w KW, KHW i JSW. Węgiel może być naszym głównym paliwem przez najbliższe 30 lat, ale nie w takich warunkach.

No ale to chyba logiczne, że jeśli pracownik przychodzi do pracy i robi to, czego wymaga od niego pracodawca, to oczekuje wynagrodzenia zgodnego z umową, którą podpisał...
Całkowicie się zgadzam, ale już liderzy związkowi, którzy prowadzą rozmowy z zarządem, muszą wiedzieć, co dzieje się na rynku. Górnicy uznali, że wzrost cen węgla przed laty był rzeczą normalną, i parli na zwiększenie wynagrodzeń. Kiedy cena spadła, upór związkowców uniemożliwiał szybkie wypowiedzenie układów zbiorowych. To musiało się skończyć katastrofą. Uważam też, że pracownik powinien pracować w kopalni przez pięć dni, ale kapitał musi pracować siedem dni w tygodniu. W Polsce mamy bardzo dużo chętnych do pracy i bardzo skromne zasoby kapitału. Aktywny kapitał na jednego mieszkańca to u nas 21 tys. dolarów, a np. we Francji 200 tys.

Co to oznacza w praktyce?
To oznacza, że każda złotówka musi na siebie intensywnie pracować. Nie możemy sobie pozwolić, żeby fabryki, linie produkcyjne pracowały przez pięć dni w tygodniu, a przez dwa dni kapitał stał zamrożony.

Ale przecież w kopalniach pracuje się w soboty i niedziele, ale za dodatkową opłatą.
Tak nie powinno być. Kopalnia powinna pracować w normalny sposób przez siedem dni. Wynagrodzenia w górnictwie mogą wzrosnąć, ale w przypadku wzrostu wydajności pracy.

Skoro mowa o relacji wynagrodzeń do wydajności. To czy tak samo powinno być z wynagrodzeniami zarządzających? Nie są oni przecież właścicielami kopalń. Powołuje ich państwo, czyli w gruncie rzeczy my wszyscy.
Tak, tak. Całkowicie się zgadzam. Zarządy powinny być wynagradzane za wyniki. Członków zarządu wybiera się, oczekując wyników. Mądre rady nadzorcze nie zgodzą się nawet, by zarządy maksymalizowały wyniki w krótkim czasie kosztem ograniczenia potencjału rozwojowego w długim okresie. Kiedy JSW miała dobrą koniunkturę, powinna gromadzić środki, przewidując sytuację, którą mamy dziś, zamiast wypłacać premie zarówno zarządowi, jak i górnikom. Niedobrze się dzieje, gdy wynagradzanie zarządu podlega innym warunkom niż pracowników. Płacić powinno się za wyniki, a nie przychodzenie do pracy. Oczywiście z uwzględnieniem sytuacji na rynku i czynników zewnętrznych. Trzeba jednak umieć oceniać zarząd.

Jak Pan zatem ocenia spółki węglowe?
Mam pretensje do zarządów i związków zawodowych. To między nimi toczył się dialog. Wiadomo było, że koniunktura nie będzie trwała wiecznie. Na to trzeba się było przygotować. Inwestować w obniżanie kosztów produkcji i gromadzić poduszkę finansową na trudny okres.

Proponuje Pan wiele rozwiązań, ale jak wdrożyć je w system, który oparty jest głównie na ustawach, a nie zasadach rynkowych?
Ustawy to są tylko pewne ramy. Cała reszta zależy od firmy. Układ zbiorowy to przecież nie żadna ustawa, tylko układ pomiędzy właścicielami i pracownikami. Powinien być on na tyle elastyczny, by dostosowywać się do tego, co dzieje się na rynku.

Podsumowując... jak wyobraża Pan sobie przyszłość polskiego górnictwa?
Polski węgiel nie jest w stanie utrzymać udziału w produkcji energii na poziomie 90 proc. Nieracjonalne byłoby natomiast w perspektywie najbliższych 30 lat schodzenie poniżej 40-50 proc. tego udziału w miksie energetycznym. To oznacza, że powinno następować stopniowe wygaszanie trwale nierentownych kopalń. Powinno to trwać 5-10 lat, aby zminimalizować niekorzystne skutki społeczne. Resztę kopalń powinniśmy doinwestować, a wynagrodzenia dostosować do wydajności pracy. Zarządy muszą mieć odwagę do znaczącej redukcji zatrudnienia, szczególnie tego "naziemnego", bo tam są nadmiary. Wzrost wynagrodzeń może następować wtedy, gdy wzrośnie wydajność. Drugi wariant może być oczywiście taki, że górnicy będą walczyć o swoje i w pewnym momencie wszystko runie.

źródło: nettg.pl, autor: Bartłomiej Szopa

ZWIĄZEK ZAWODOWY "KADRA"
KWK "CHWAŁOWICE" W RYBNIKU

ul. Przewozowa 4, 44-206 Rybnik
KRS: 0000000306
NIP: 642-256-54-66
REGON: 273939056