Kolekcjoner górskich szczytów
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Kadra po szychcie
Pierwsze były Alpy i Grossglockner, czyli najwyższy szczyt Austrii. Po nim Dachstein i Mont Blanc. Przyszedł też czas na Aconcaguę w Argentynie, Elbrus w Rosji i wreszcie na McKinleya w Ameryce Północnej. Artur Braszkiewicz, szef górniczej Solidarności w ruchu Halemba kopalni Bielszowice-Halemba, kocha góry i szykuje kolejną wyprawę. W czasie pandemii urodził mu się w głowie cenny projekt, który właśnie realizuje.
– Chcemy zachęcić do górskich wędrówek całe rodziny naszych pracowników, tak by w czasie wolnym nie siedzieli przed telewizorem czy z laptopem, a spędzali czas na świeżym powietrzu, na łonie natury. Wpadłem na ten pomysł w trakcie pobytu na kwarantannie. To był strzał w dziesiątkę, bo w Halembie mamy wielu miłośników górskich wędrówek – tłumaczy Artur Braszkiewicz.
Począwszy od 2011 r. wielu pracowników ruchu Halemba sięgnęło już po Koronę Gór Polskich. – Zdobyliśmy ich 28, tyle, ile jest na liście, no i nastała pandemia, która przerwała wojaże. W ub.r. wyruszyliśmy po przerwie na szlak w ramach nowego projektu. Tym razem nawiązujemy do czternastu ośmiotysięczników w Himalajach i Karakorum. Nie będziemy potrzebować wielu miesięcy przygotowań i zakładania obozów wysokościowych. Jedyne, co jest potrzebne, to wolny czas i chęć obcowania z naturą – przybliża projekt pod nazwą „14 szczytów województwa śląskiego” Artur Braszkiewicz.
Za każdym razem grupom towarzyszyć będą przewodnicy. Uczestnicy górskich wojaży zobaczą wiele interesujących miejsc, nauczą się zachowania w sytuacjach ekstremalnych i zagrażających życiu. Poznają przyrodę, a przede wszystkim będą się dobrze bawić.
– Czantoria Wielka – 995 m, Stożek Wielki – 978 m, Ochodzita – 894 m, Barania Góra – 1229 m, Skrzyczne – 1257 m, Klimczok – 1117 m, Stary Groń – 792 m, Czupel – 933 m, Kiczera – 831 m, Grojec – 612 m, Rysianka – 1322 m, Romanka – 1366 m, Góra Pięciu Kopców – 1534 m i Wielka Racza – 1236 m. To nie są wspinaczki bardzo wymagające. Wystarczy silna wola.
Korona Gór Polskich na początek
W niektórych przypadkach dostanie się wyżej ułatwi kolej krzesełkowa. W sam raz dla rodziców z małymi dziećmi. Będą mieli lżej, a ich pociechy też coś ciekawego zobaczą. Tak było podczas wyprawy na Klimczok, gdzie rodziny z małymi dziećmi wędrówkę rozpoczęły ze szczytu Szyndzielni, na którą wjechały właśnie kolejką górską – mówi dalej o swym pomyśle alpinista z Halemby.
On sam również zaczynał od Korony Gór Polskich. Wspinaczką interesuje się od najmłodszych lat. Podczas odpracowywania służby wojskowej w Przychodni Specjalistycznej w Rudzie Śląskiej-Goduli poznał m.in. Krzysztofa Białasa, kardiologa, oraz inne osoby, które regularnie się wspinały. Wkrótce rozpoczęli wspólne wyprawy.
– Powiedzieli mi pewnego dnia: „Chłopie, jesteś nasz. Szykuj się, bo niebawem ruszamy w drogę”. W pożyczonych skorupach i rakach, wraz z dwoma kolegami, weszliśmy na Rysy – wspomina.
Wyprawa się udała. Wspaniałe widoki i niewielka dawka adrenaliny. Czyli to, czego początkującemu taternikowi brakowało. Artur oszczędzał pieniądze, kupował sprzęt specjalistyczny i wraz z kolegami planował kolejne wypady w góry.
W styczniu 2010 r. wraz z Krzysztofem Białasem wyprawili się do Argentyny i bez problemów weszli na najwyższą górę Ameryki Południowej, Aconcaguę (6962 m). Stało się to 10 lutego 2010 r. We wrześniu przyszła kolej na Rosję. I znów bez specjalnej aklimatyzacji zdobyli liczący 5642 m wysokości Elbrus. 29 stycznia 2011 r. wylecieli do Kenii, stawiając wszystko na jedną kartę. Celem było zdobycie Kilimandżaro w Tanzanii.
– Nie ma wątpliwości, że była to jedna z najwspanialszych wypraw mojego życia. Podejście na szczyt rozpoczęliśmy z Machame Gate, Parku Narodowego Kilimandżaro. Trasa prowadziła przez las deszczowy na wysokości ok. 2900 m. Ruszyliśmy wolnym tempem, które zaczęło drażnić Krzysztofa. Chciał nawet zawracać, lecz wybiłem mu to z głowy, tłumacząc, że wcale aż tak wolno się nie poruszamy, skoro doganiamy tych, którzy wyszli dużo wcześniej przed nami. Najbardziej zdziwiłem się, gdy przewodnicy zaczęli sprowadzać w dół półprzytomnych uczestników innych wypraw. Zrozumiałem wówczas, że najtrudniejsze dopiero przed nami. Te 1300 m podejścia pokonywaliśmy przez bite siedem godzin, by w końcu stanąć na tym najwyższym afrykańskim szczycie – opowiada Artur.
Szczyt na Alasce to połowa sukcesu
W maju 2012 r. alpinista z Halemby wraz z towarzyszami wybrał się na Alaskę, zdobywać McKinleya. Gdy stanęli na szczycie, termometry wskazywały -30 st. C. Przebywali tam jedynie 10 minut i zdołali wykonać zaledwie dwa zdjęcia.
– Baterie się rozładowały, ale przy takiej temperaturze nie ma się czemu dziwić, wiele urządzeń elektronicznych odmawia posłuszeństwa. Przy zejściu, na przełęczy Denali zaczęło silnie wiać i sypać. Schodziliśmy już w osuwającym się spod nóg śniegu. Przy sporym zmęczeniu trzeba było bardzo uważać – wspomina.
Szczyt na Alasce to dopiero połowa sukcesu, bo na Koronę Ziemi składa się dziewięć wierzchołków. Mount Everest (8848 m n.p.m.) w Azji, Aconcagua (6961 m n.p.m.) w Ameryce Południowej, Denali (McKinley 6190 m n.p.m.) w Ameryce Północnej, Kilimandżaro (5895 m n.p.m.) w Afryce, Elbrus (5642 m n.p.m.), Mont Blanc (4810 m n.p.m.), Góra Kościuszki w Australii (2230 m n.p.m.), Puncak Jaya (4884 m n.p.m.) i wreszcie Masyw Vinsona (4892 m n.p.m.) na Antarktydzie.
– Teraz zbieramy pieniądze na kolejny szczyt Korony Ziemi, czyli Piramidę Carstensza, na kontynencie australijskim, zwaną przez Papuasów Puncak Jaya. Leży w zachodniej części Nowej Gwinei, tzw. Irianie Zachodnim, należącym do Indonezji. Trzeba będzie zdobyć również Górę Kościuszki. Wyprawy do Australii, Oceanii, Azji i na Antarktydę należą do kosztownych, rzędu 100 tys. zł. Pozostaje wytrwale zbierać środki i liczyć na przychylność sponsorów. Ale na pierwszy plan wysuwa się Mount Everest. Myślę, że za trzy lata podejmę to wyzwanie – kalkuluje Artur Braszkiewicz.
źródło: nettg.pl, autor: Kajetan Berezowski, fot.: ARC