skuza marek kzmRozmowa z MARKIEM SKUZĄ, wiceprezesem ds. produkcji w Polskiej Grupie Górniczej.

Górnictwo w zapaści, wydobycie spada na łeb na szyję, a kopalnie nie realizują planów wydobywczych – te zarzuty coraz częściej słychać pod adresem branży węglowej. Jak wygląda sytuacja w zakładach Polskiej Grupy Górniczej?
Trzeba zacząć od tego, jak były budowane plany wydobywcze na ten rok. Pamiętajmy, że były tworzone w ubiegłym roku – zakładały określony popyt i produkcja została początkowo ustalona na ponad 22 mln t. Natomiast już w ostatnim kwartale 2023 roku sytuacja na rynku zaczęła się zmieniać. Proszę zwrócić uwagę, że jeszcze do niedawna nie było nawet wiadomo, ile do Polski przywieziono węgla w poprzednich dwóch latach.

Dopiero dziś wiadomo, że była to ogromna liczba 32 mln t węgla energetycznego. To wszystko sprawiło, że już od początku roku mieliśmy problemy ze zbytem, czego efektem była pierwsza korekta planu wydobywczego. Kolejna korekta była przygotowywana w maju i została zatwierdzona w lipcu br. Zakłada ona produkcję na poziomie 18 mln t, przy założeniu sprzedaży wielkości ok. 17 mln t. Natomiast patrząc na to, co się dzieje na rynku, widać, że ten wolumen sprzedaży będzie bardzo trudno zrealizować, a to przełoży się również na to, że możemy nie zrealizować wolumenu produkcji. Cały czas staramy się dostosować naszą produkcję do sprzedaży (produkcja na przestrzeni I półrocza była ograniczana), choć mamy rezerwy i produkcja mogłaby być wyższa. Obecnie we wszystkich kopalniach mamy 24 fedrujące ściany, a 10 kolejnych ścian możemy uruchomić do końca roku. Natomiast to, czy je uruchomimy, będzie zależało od sytuacji rynkowej. Trzeba pamiętać, że uruchomionej ściany nie można potem ot tak zatrzymać i zarzucić produkcji, dlatego nie ma sensu jej uruchamiać, jak nie będziemy mieli co zrobić z tym węglem.

Ograniczeniem staje się już pojemność przykopalnianych zwałowisk?
Tak, najlepszym przykładem jest tutaj kopalnia Ziemowit. Tam zwały mamy już prawie całkowicie pełne – zalega na nich obecnie ok. 700 tys. t węgla. Dlatego, mimo że kopalnia ma o wiele większy potencjał, to właściwie fedruje teraz tylko tyle węgla, ile podjedzie wagonów do jego odbioru.

To najlepiej pokazuje, że jeśli dziś w jakimś stopniu nie realizujemy produkcji, to tylko dlatego, że po prostu nie mamy odbiorców na węgiel. Trudno więc dziś ganić spółki węglowe za to, że nie „dowożą” planów produkcyjnych.

Zaznaczył pan, że plan wydobywczy nawet po lipcowej korekcie trudno będzie zrealizować. Jaka więc finalnie będzie tegoroczna wielkość produkcji w PGG?
Spodziewam się, że nasze wydobycie w tym roku zamknie się na poziomie 17-17,5 mln t węgla. Wynika to z mojej obecnej oceny sytuacji na rynku. Trzeba pamiętać, że dodatkowo na tę wielkość ma wpływ zdarzenie w ruchu Rydułtowy. Można powiedzieć, że w wyniku tąpnięcia, które miało miejsce w lipcu, zahibernowaliśmy pół kopalni, co przekłada się na zmniejszenie wydobycia w wysokości ok. 0,5 mln t.

Umowa społeczna zakłada, że kopalnie muszą stopniowo schodzić z produkcją. To oznacza, że w kolejnych latach wielkość produkcji będzie jeszcze mniejsza?
Umowa społeczna to dość ogólny dokument i nie ma tam sztywnej deklaracji dotyczącej wielkości produkcji. Jesteśmy obecnie dwa i pół roku po wybuchu wojny w Ukrainie. Przypominam, że wtedy dostaliśmy polecenie zwiększania produkcji. Jednak cały proces inwestycyjny związany z uruchomieniem nowej ściany trwa około dwóch lat, więc w efekcie teraz uruchamiamy dużą część tych ścian, które wtedy zaczęły być rozcinane. W tym czasie całkowicie załamał się popyt na węgiel, a na rozchwianie rynku miał wpływ niekontrolowany import węgla przez ostatnie dwa lata. To rozchwianie rynku według ekspertów może potrwać jeszcze rok. Myślę, że ten rok jest przełomowy, a następnie sytuacja zacznie się poprawiać. Musimy to przetrwać.

Natomiast jeśli chodzi o kolejne lata, biorąc pod uwagę zmniejszające się zapotrzebowanie na węgiel związane z rozwojem odnawialnych źródeł energii, zakładamy, że od tegorocznego wolumenu produkcji będziemy jednak schodzić stopniowo w dół. Te plany opieramy na bezpiecznym dla nas scenariuszu, że zapotrzebowanie na węgiel nie będzie już tak drastycznie spadać, ale spadać jednak będzie. W ten sposób budujemy plany w horyzoncie do 2030 roku, bo biorąc pod uwagę szybkość zmian dotyczących otoczenia rynkowego oraz regulacji prawnych, trudno jednoznacznie powiedzieć, jak będzie wyglądał popyt na węgiel w kolejnej dekadzie. Natomiast trzeba pamiętać, że wraz z początkiem lat 30. produkcja węgla brunatnego w kopalni Bełchatów zostanie zmniejszona o prawie 80 proc., a to oznacza, że tę lukę w energetyce konwencjonalnej trzeba będzie wypełnić. W tym miejscu trzeba też podkreślić, że przez cały czas nadrzędną regułą dla nas jest i będzie harmonogram zamykania kopalń określony w umowie społecznej.

Spadek produkcji oznacza, że proporcjonalnie mniej będzie węgli grubych przeznaczonych dla odbiorców indywidualnych. To oznacza, że wciąż będziemy skazani na bardzo duży import węgla?
Trzeba pamiętać, że sortymenty grube to średnio ok. 15 proc. naszej produkcji. Nie da się prowadzić wydobycia selektywnie i sięgać tylko po wybrany węgiel, na świecie nigdzie się tak nie dzieje. Sortymenty grube stanowią mniejszy lub większy udział w zależności od złoża, na którym się pracuje. Najlepsze wskaźniki osiągaliśmy w kopalni Wesoła, gdzie udział sortymentów grubych wynosił nawet 35 proc. Natomiast są kopalnie, gdzie ze względu na parametry chemiczne, tych sortymentów nie da się wykorzystać w ogrzewnictwie indywidualnym. Dlatego średnio wychodzi te 15 proc. i to jest wskaźnik, którego nie da się przeskoczyć.

Hamowanie nas z produkcją, wynikające ze zmniejszonego popytu na nasz główny produkt, czyli miały dla energetyki zawodowej, rzeczywiście będzie oznaczało, że mniej będzie również sortymentów grubych. Natomiast to wcale nie oznacza, że musimy być skazani na import węgla. Na razie nikt nie wie, kiedy skończy się embargo na rosyjski węgiel, który wypełniał tę lukę. Dlatego być może trzeba będzie wrócić do pomysłu związanego z brykietowaniem węgla. To po pierwsze umożliwia wykorzystanie miałów, a po drugie dzięki dodatkowi innych rodzajów węgla pozwala na stworzenie produktu o określonych parametrach chemicznych. Pamiętajmy, że od 2030 roku nie będzie można wykorzystywać węgla w ogrzewnictwie w miastach, ale w gminach i na wsiach ta data to dopiero 2040 rok. Być może pomysłem na zapewnienie tym ludziom odpowiedniego paliwa jest właśnie brykietowanie węgla. Dla nas byłaby to również możliwość na zagospodarowanie i zbycie miałów, które normalnie odbiera energetyka. Na razie to jedynie pomysł, który póki co jest brany pod uwagę i analizowany.

Wraz ze spadkiem wydobycia drastycznie spada też wydajność. Jak PGG zamierza rozwiązać ten problem?
Za drastycznym spadkiem wolumenu produkcji nie poszedł drastyczny spadek zatrudnienia, więc siłą rzeczy wskaźnik wydajności musiał się automatycznie pogorszyć. Pierwsze, co zrobiliśmy w tej kwestii, to zrezygnowaliśmy w prowadzeniu robót górniczych z outsourcingu. Nie rozpisujemy nowych przetargów, a skoro nie obkładamy już tylu ścian, to możemy przekierować tych ludzi do prowadzenia robót przygotowawczych oraz innych prac. Tam, gdzie widzimy, że mamy kompetencje i możliwość zagospodarowania własnej załogi, to przejmujemy tę działalność, która wcześniej przy większym wolumenie produkcji z natury była realizowana przez firmy zewnętrzne.

Kolejny krok podjęty przez zarząd to wypowiedzenie umów pracownikom, którzy nabyli uprawnienia emerytalne. Dotyczy to ok. 350 osób.
Przed nami jest też proces zmniejszenia zatrudnienia poprzez program dobrowolnych odejść. Chcemy, żeby uruchamianie takich instrumentów, jak urlopy górnicze czy jednorazowe odprawy, było możliwe jeszcze przed rozpoczęciem likwidacji poszczególnych kopalń. Jak wiadomo, jakiś czas przed zamknięciem kopalnie nie wykonują już robót przygotowawczych, dlatego chcemy mieć możliwość sięgnięcia po te osłony już na tym etapie. To pozwoli na pozostawienie tylko tych pracowników, którzy są niezbędni dla funkcjonowania kopalń na ostatnim etapie ich życia. Żeby taki program uruchomić, konieczne są zmiany w prawie. Przedstawiliśmy już swoje propozycje w tej sprawie.

Potężne kłopoty finansowe kopalń zwykle odbijają się na inwestycjach. To daje znać po kilku latach kolejnymi dużymi spadkami produkcji, kiedy okazuje się, że nie zostały odtworzone fronty wydobywcze. Czy takie ryzyko teraz też istnieje?
Inwestycje, które realizujemy, to w zasadzie już tylko inwestycje odtworzeniowe. Jedyna inwestycja rozwojowa, która jest zaplanowana w wieloletnim interwale czasowym, to budowa poziomu 880 w ruchu Chwałowice, której efektem ma być mocna integracja z sąsiednim ruchem Jankowice. Pogłębimy tam szyb oraz wydrążymy przekop, co pozwoli nam udostępnić nowe złoże. Ta inwestycja będzie realizowana dlatego, że obydwa te ruchy są ostatnimi zakładami na osi czasu zamykania kopalń.

Natomiast jeśli chodzi o utrzymanie ciągłości wydobycia w kolejnych latach, to sądzę, że nie ma tu zagrożeń. Najdroższe rzeczy, czyli obudowy zmechanizowane, jesteśmy w stanie w dużym stopniu wytwarzać sami w naszym Zakładzie Remontowo-Produkcyjnym. Na dodatek, biorąc pod uwagę fakt, że wolumen wydobywanego węgla będzie się przez cały czas zmniejszał i mniejsza będzie liczba ścian – te urządzenia, które skończą prace w jednym miejscu, będą mogły być przenoszone w inne. To samo dotyczy urządzeń i maszyn z zamykanych kopalń – te wszystkie urządzenia, które będą miały przed sobą jakieś życie techniczne, będziemy starali się zagospodarować. Staramy się to wszystko robić w sposób racjonalny, żeby w przyszłości rzeczywiście nie okazało się, że nie będziemy mieli czym fedrować.

Wracając do kwestii pracowników. Z jednej strony mówi się o przeroście zatrudnienia, a z drugiej słychać, że w niektórych kopalniach brakuje ludzi, a może bardziej chętnych, do pracy w newralgicznych miejscach związanych z produkcją, czyli na ścianach i w przodkach.
To wszystko zależy od tego, jak jest zarządzany dany zakład. Na dziś nie widzę takich kopalń, gdzie mogłoby brakować ludzi, którzy mogą pracować na ścianach czy w przodkach. To, że dziś ich tam nie ma, to znaczy tylko, że są w miejscach, w których nie powinni być. Takie przesłanie usłyszeli ode mnie dyrektorzy kopalń. To jest po prostu kwestia zmiany organizacji pracy i ustalenia priorytetów, a nie rzeczywistego braku ludzi. Tym bardziej, że produkcja od dłuższego czasu maleje, a pracowników jest prawie tyle samo. Tak więc tezy, że może brakować ludzi do pracy w ścianach, nie da się obronić. Można przecież w łatwy sposób zrobić listę pracowników, którzy mają kwalifikacje i uprawnienia, żeby w tych ścianach pracować, mało tego – być może jeszcze do niedawna pracowali w ścianie, a teraz są gdzie indziej. Szybko okaże się, że można z łatwością obłożyć ściany.

Poza tym, kolejnym sposobem, który już teraz stosujemy, jest przesuwanie ludzi pomiędzy zakładami, w te miejsca, gdzie są potrzebni. Dla przykładu po zdarzeniu w ruchu Rydułtowy, ludzie ze ściany, którą trzeba było wyłączyć z produkcji, trafili w jakiejś części na przodki, a pozostali na ściany w sąsiednim ruchu Jankowice. Kolejnym przykładem jest tutaj kopalnia Ruda. W ruchu Halemba mamy obecnie jedną fedrującą ścianę, dlatego część brygad ścianowych została przeniesiona na ruch Bielszowice, który fedruje trzema ścianami.

Wspomniał pan o ruchu Rydułtowy. Jakie są szanse, że w partii E1, gdzie w lipcu doszło do wstrząsu, znów ruszy produkcja? I czy rzeczywiście obawy, że Rydułtowy mogą podzielić los przedwcześnie zamkniętej kopalni Bobrek, mają uzasadnienie?
Jesteśmy już po wizji na dole, teraz czekamy, aż nadzór górniczy i powołany rzeczoznawca określi przyczynę zdarzenia, do którego doszło w lipcu. Następnie dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku wyda decyzję, na bazie której będziemy mogli przygotować wniosek dotyczący kontynuowania prac w tym rejonie. Jeśli chodzi o ścianę w pokładzie 712 i 713, która została wyłączona z eksploatacji po wstrząsie, to tutaj póki co nie widać możliwości powrotu. Na tę chwilę oczywiście nie można nic wyrokować, ale chcielibyśmy za to uruchomić ściany w znajdującym się wyżej pokładzie 703. Biorąc pod uwagę wszystkie procedury, liczę, że uda nam się wznowić tam prace w 2025 roku i uważam, że przynajmniej jakąś część tego złoża w bezpieczny sposób uda nam się wybrać, tym bardziej że mamy tam naprawdę dobry węgiel, który sprzedaje się na pniu, a połowa tej produkcji to węgiel semi-soft wykorzystywany w koksownictwie.

Na pewno zrobimy wszystko, żeby nie stawiać Rydułtów w sytuacji Bobrka. I sądzę, że to jest do zrobienia, tym bardziej że mamy tu całkiem inną sytuację, bo dojście do tego złoża jest możliwe z różnych stron, m.in. od strony sąsiedniego ruchu Marcel, gdzie będzie zresztą przekierowywana odstawa z Rydułtów.

Kolejny zakład, o który chciałem zapytać, to ruch Bielszowice. Pierwotnie, zgodnie z umową społeczną, Bielszowice miały zostać zamknięte w 2023 r. Jaka będzie przyszłość tego zakładu?
Decyzja o wydłużeniu funkcjonowania ruchu Bielszowice została podjęta po wybuchu konfliktu na Ukrainie, po to, aby zapewnić więcej węgla. Jest tam węgiel, który w 40-50 proc. produkcji jest semi-softem. Dlatego ustalono, że Bielszowice mają fedrować do końca 2025 roku Na tę chwilę data zamknięcia Bielszowic wydaje się być aktualna, ale do końca nie jest to jeszcze przesądzone. Jeśli okaże się, że pod względem ekonomicznym zasadne będzie wybranie jeszcze jakiejś części znajdującego się tam węgla, to jakieś ściany mogą pojechać dłużej. Póki co, dzisiejsze ceny węgli semi-soft nie dają nam marżowości, ale do końca przyszłego roku jeszcze wiele może się tutaj zmienić. Analizujemy tutaj parę modeli, a ostateczne decyzje w tej sprawie są jeszcze przed nami.

Efektem kurczenia się przemysłu węglowego jest również łączenie kopalń. Czy PGG przygotowuje plany połączenia kopalni Mysłowice-Wesoła z kopalnią Staszic-Wujek?
W załączniku do wniosku notyfikacyjnego umowy społecznej takiego połączenia nie wskazaliśmy. Natomiast z mojego doświadczenia – biorąc pod uwagę sytuację rynkową i funkcjonowanie tych zakładów na osi czasu przewidzianej w umowie społecznej – z przyczyn bezpieczeństwa oraz efektywnego wykorzystania złoża połączenie tych kopalń może być zasadne. Mówię tutaj o połączeniu technologicznym, dołem poprzez przekop łączący te dwa zakłady. Rzeczywiście zastanawiamy się nad tym, bo dzięki temu odblokowana zostałaby pewna część złoża, która znajduje się akurat na granicy pomiędzy obydwoma kopalniami. Chodzi o pole C i znajdujące się tam pokłady 416, 501 i 510. Dzięki połączeniu można by to złoże w sposób bardzo efektywny wyeksploatować. Jesteśmy na razie na etapie tworzenia technicznych uwarunkowań takiego ewentualnego połączenia. Natomiast jeśliby rzeczywiście nastąpiło takie połączenie technologiczne, to wiadomo, że z automatu wcześniej czy później następuje też połączenie administracyjne. Dla mnie akurat połączenie administracyjne ma mniejsze znaczenie niż technologiczne, bo jak się chce wykorzystywać synergię dwóch kopalń, to trzeba mieć możliwość przekazania pomiędzy nimi powietrza, transportu materiału, urobku czy ludzi.

źródło: nettg.pl, rozmawiał: Jacek Madeja, fot.: Katarzyna Zaremba-Majcher

 

ZWIĄZEK ZAWODOWY "KADRA"
KWK "CHWAŁOWICE" W RYBNIKU

ul. Przewozowa 4, 44-206 Rybnik
KRS: 0000000306
NIP: 642-256-54-66
REGON: 273939056