Uratowany górnik zapytał o żonę. Nie był pewny, czy to nie sen
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Wiadomości
Jednym z ratowników, którzy jako pierwsi dotarli do uratowanego w kopalni Rydułtowy górnika był Michał Joneczek. - On ciągle nie dowierzał i przez cały czas pytał - czy mu się to śni i czy to wszystko dzieje się naprawdę – mówi ratownik górniczy z KWK Rydułtowy.
Jakie warunki były na dole?
Michał Joneczek, ratownik górniczy z ruchu Rydułtowy: - Warunki były niezwykle ciężkie. To, jak wyglądała sytuacja na dole, trudno opisać słowami. Szliśmy właściwie na granicy bezpieczeństwa związanego z zagrożeniami typu metan czy zawartość tlenu, ale wszystko było przez cały czas sprawdzane przez sztab akcji. Jeżeli chodzi o warunki temperaturowe, to temperatura była bardzo wysoka. Samo wyrobisko na początku nie było bardzo zdeformowane, ale jak już dochodziliśmy do miejsca, gdzie odnaleźliśmy poszkodowanego, to tam już przejście było mocno zaciśnięte.
Kto dotarł do poszukiwanego górnika?
- Polecenie było ze sztabu, że idą dwa zastępy, a dodatkowe dwa zastępy są jako zabezpieczenie. Oprócz naszego zastępu szedł z nami zastęp z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego z zastępowym Michałem. Szliśmy łeb w łeb szukając tego poszkodowanego. Od razu wiedzieliśmy, że jeden na drugiego może liczyć i bardzo żeśmy się zżyli. Pełen profesjonalizm, jeśli chodzi o ratowników z CSRG - my musimy się jeszcze dużo od nich uczyć, ale mieć takie zabezpieczenie to naprawdę ułatwia pracę.
Jak wyglądało samo dotarcie do poszukiwanego górnika?
- Najpierw usłyszeliśmy głos, wołanie o pomoc. To było ok. 30-40 m od miejsca, w którym znajdował się poszukiwany. To nie były typowe słowa, on nas bardziej przywoływał przez jęk. W tym momencie, dotarło do nas: - „O kurcze, on żyje!”. To było niesamowite. Wiara była przez cały czas, ale wtedy poczuliśmy dodatkową wiarę i moc. Już nikt nie patrzył na zmęczenie i na to, że jest bardzo ciężko. A jak dotarliśmy do niego to już była prawdziwa euforia. No ogromna radość. Od razu był komunikatywny i mogliśmy z nim pogadać.
Co wam powiedział?
- Pierwsze jego pytanie, to czy żona wie. Chciał, żebyśmy od razu powiadomili jego rodzinę, że żyje. No i ciągle nie dowierzał i przez cały czas pytał - czy mu się to śni i czy to wszystko dzieje się naprawdę. Pytał też, jaki jest dzień - myślał, że piątek, a to już była sobota. Wzruszył się i powiedział, że jeszcze mecz finałowy Euro zobaczy i Hiszpania będzie mistrzem.
Widać, że to wspomnienie wciąż wzrusza.
- Tak, bo to jest ciągle niesamowite przeżycie. Jestem już 15 lat w stacji ratowniczej, więc można powiedzieć, że jestem doświadczonym ratownikiem, ale takie doświadczenie bardzo dużo uczy i daje bardzo dużo pokory. Ta wiara, że idziemy po żywego, jest ważna. To powoduje, że się nie poddajemy.
źródło: nettg.pl, autor: JM, fot.: Katarzyna Zaremba-Majcher