Cuda wyczarowane z węgla
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Wiadomości
Twórczy bałagan i chyba ponad tona węgla zwalonego na dwie kupy – to pierwsze wrażenia po wejściu do warsztatu Janusza Matejczyka w bytomskiej kopalni Bobrek. Dzieli ją z Kazimierzem Muchą. Obaj są rzeźbiarzami, autorami ołtarza, który stanął w wyremontowanej cechowni. To prawdziwe dzieło sztuki.
To nie drewno, płótno czy farby stanowią o sile tej sztuki i jej symbolicznych odniesieniach, ale czarny węgiel. Dzieła górników-rzeźbiarzy, choć pozbawione jaskrawych kolorów, zaskakują, zadziwiają i przywołują refleksje nad pracą, emocjami i wartościami ludzi zjeżdżających każdego dnia do podziemnego świata. W niewielkim warsztacie na Bobrku praca wre od świtu i jak powiada sam mistrz Matejczyk, skończy się dopiero wtedy, gdy jego zabraknie, albo też węgla, w którym można jeszcze coś wyrzeźbić.
Od miedzi do węgla
– Nie powiem, że jestem samoukiem, no może trochę. Ukończyłem bowiem technikum w klasie artystycznej. Szkoła wiele mnie nauczyła, ale pierwsza była metaloplastyka. Z tym tylko, że już wówczas dominowała tematyka górnicza. Miedziana blacha to był mój ulubiony materiał. Powstałe w ten sposób ryciny patynowało się i polerowało na błysk. Węgiel i jego właściwości poznałem dopiero, gdy podjąłem pierwszą pracę w górnictwie, w kopalni Szombierki, ponad 35 lat temu. Dużo rzeźbiłem pracując potem w kopalni Centrum, aż w końcu trafiłem na Bobrek – wspomina Janusz Matejczyk.
Pracę nad każdym kolejnym dziełem zaczyna od pomysłu przelanego na papier.
– Każdy mój projekt najpierw musi być rozrysowany, to gwarantuje, że wszystkie zaplanowane elementy zostaną wykonane. Dzięki temu wiem dokładnie, ile węgla i jakie co do wielkości bryły będą mi potrzebne – tłumaczy.
Istotny jest także sam materiał. Istnieją różne rodzaje surowca. Ich klasyfikacja oparta jest najczęściej na własnościach technologicznych. Lecz tylko niektóre nadają się do rzeźbienia.
– W poszukiwaniu odpowiedniego materiału muszę udać się do zakładu przeróbczego. Dwie lub nawet trzy godziny ślęczenia na taśmie to absolutne minimum. Wówczas widzę, co akurat z dołu wyjeżdża. Jak się już wybierze kilkanaście brył, to trzeba wszystko zwieźć do warsztatu i dopiero się zaczyna. Bo czasami węgiel tylko z wierzchu wydaje się dobry do obróbki, a jak się go obejrzy dokładniej z wszystkich stron, oszlifuje, to się nieraz okazuje, że to było tylko złudzenie. Jednak ten, który obecnie eksploatuje Bobrek, jest wyjątkowo miękki, tłusty, jednowarstwowy, bez przerostów, doskonały do obróbki. Posiada świetną strukturę – zachwala górnik-artysta wskazując na pokaźnej wielkości, mieniącą się blaskiem bryłę czarnego surowca.
– Tego najlepszego węgla nie jest za dużo. Tym razem wybrałem kilkanaście brył, a resztę będzie trzeba wrzucić na taczkę i wozić z powrotem na przeróbkę – dodaje z uśmiechem.
Ponad metrowe rzeźby wykonuje się z kilku kawałków. Wówczas skleja się je ze sobą za pomocą żywicy epoksydowej. Chodzi zazwyczaj o figury przedstawiające św. Barbarę i inne postacie, np. św. Jana Pawła II. Można oglądać je w kilku śląskich kościołach.
Figura papieża Polaka wraz z ołtarzem trafiła do parafii w Miechowicach. W podtarnogórskich Bobrownikach z kolei wisi płaskorzeźba przedstawiająca budynek kościoła. Inna rzeźba Matejczyka stoi w piekarskim kościele, a kilka dalszych wyjechało na Ukrainę.
Fascynacja płaskorzeźbą
– Płaskorzeźba wciąż mnie fascynuje, nie chcę z niej rezygnować, ale ludzie kochają się dziś w figurach. Niedawno bytomscy strażacy poprosili mnie o jakiś element z węgla do ich nowej siedziby. Zgodziłem się, poszedłem pod stary budynek remizy i skopiowałem na papier wizerunek św. Floriana zdobiący elewację. W ten sposób powstał jego wizerunek w węglu – wyjaśnia.
Podstawowymi narzędziami Matejczyka są dłuta, które sam wykonał ze zużytych brzeszczotów pił. Bywają ostre niczym chirurgiczne skalpele.
– Sam się już kilka razy nimi pociąłem, ale na szczęście niegroźnie. Gorsze były sytuacje z rzeźbami. Kończę robotę, a tu nagle wszystko się rozsypuje, bo w kawałku węgla pojawił się ukryty przerost. To się zwykle zdarza w najmniej oczekiwanym momencie. Niekiedy da się jeszcze coś uratować, ale najczęściej trzeba zacząć od nowa. Czy trafiły mi się jakieś dziwaczne prace? Owszem. Niedawno wyrzeźbiłem w węglu kołyskę, o którą prosili górnicy z jednego z oddziałów. Ich kolega został właśnie szczęśliwym ojcem. Zdarzyło mi się wykonać w węglu aparat telefoniczny, taki typowy, kopalniany. Poza tym elementy roślinne, ale też zegary i puchary. Właśnie pojawiła się moda na bombki bożonarodzeniowe. Z tym pomysłem eksperymentuje mój kolega Kazik Mucha – opowiada.
Innowacyjna pasta do butów
Ciekawym pomysłem obydwu twórców jest toczenie wybranych elementów rzeźb na skonstruowanej własnym sumptem tokarce, którą wyposażyli w tarczę.
To do niej właśnie przykleja się za pomocą laku do pieczątek kawałki węgla, poddawane potem obróbce. Kolejne elementy są sklejane z sobą, na koniec smarowane pastą do butów i z pieczołowitością polerowane.
Największym jednak wspólnym osiągnięciem Janusza Matejczyka i Kazimierza Muchy jest ołtarz z figurą św. Barbary, stojący w budynku wyremontowanej przed dwoma laty cechowni ruchu Bobrek, kopalni Bobrek-Piekary. Szeroki na prawie 12 m i wysoki na 4 m robi niezwykłe wrażenie. Cały jest w węglu.
– Sam montaż trwał dwa miesiące. Ile wykorzystaliśmy węgla, sam nie policzę. Najpierw powstał stelaż. Następnie każdy kawałek trzeba było szlifować, dopasowywać do poprzedniego jak puzzle i kleić krawędzie. Górujący nad kaplicą z wizerunkiem patronki górników krzyż jest zbrojony, żeby przypadkiem nie pękł. Myśmy po prostu żyli tą pracą – przyznaje Matejczyk.
Nie jest to ostatnia jego praca. Po głowie chodzą mu już kolejne pomysły na figury i płaskorzeźby. Jedyną przeszkodą do ich realizacji może okazać się brak odpowiedniego węgla. W większości śląskich kopalń tak się już stało.
źródło: nettg.pl, autor i fot.: Kajetan Berezowski