Dziennikarze dopytują, dyrekcja kopalni Pniówek odpowiada
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Wiadomości
Ponad godzinę trwała wczorajsza, 24 maja, konferencja dla mediów zorganizowana przez Jastrzębską Spółkę Węglową w kopalni Pniówek, gdzie 20 kwietnia br. w ścianie N-6 na poziomie 1000 m, na skutek wybuchu metanu dziewięciu górników poniosło śmierć, a siedmiu uznano za zaginionych.
Na pytania przedstawicieli mediów odpowiadali, nowy dyrektor kopalni Marian Zmarzły oraz dyrektor pracowniczy Aleksander Szymura.
Według kierownictwa kopalni rodziny otrzymały zapomogi z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. Wszystkie sprawy związane z pochówkiem tragicznie zmarłych pracowników zostały załatwione, a związane z tym koszty pokryte przez pracodawcę. Potrzebującym zaoferowano też pomoc psychologów.
- Wszelkie procedury związane z tą tragiczną sytuacją są realizowane zgodnie z obowiązującym zarządzeniem dyrektora kopalni, które w sposób jasny i czytelny określa obowiązki osób odpowiedzialnych za pracę sztabu kryzysowego – mówił dalej Aleksander Szymura.
Przyznał, że do jego obowiązków należało powiadomienie rodzin zmarłych o zaistniałej sytuacji.
- Z tego obowiązku wywiązałem się w stu procentach – zadeklarował.
Każdy pracownik ma obowiązek podać w swoim kwestionariuszu osobowym numer telefonu kontaktowego na wypadek różnych zdarzeń. Były jednak – jak przyznał – sytuacje, że adresy zamieszkania lub telefony kontaktowe rodzin były nieaktualne nie z winy kopalni, co opóźniło przekazanie informacji o sytuacji bliskiego i w efekcie takie osoby mogły otrzymać informację z drugiej ręki, nie zawsze precyzyjną.
Szymura zapewnił ponadto, że ci pracownicy, którzy mają obecnie status poszukiwanych, są traktowani dalej jako czynni pracownicy JSW i opłacani tak, jakby byli w pracy.
- To nie są dniówki postojowe, ale dniówki ośmiogodzinne na stanowisku pracy, przez 31 dni w miesiącu. Nie wiadomo jak długo, na pewno na okres do wejścia do rejonu, w którym zdarza się wypadek i ewentualnego znalezienia zwłok. Do momentu, gdyż nie uzyskamy aktu zgonu, to ci pracownicy są dalej opłacani pełnymi stawkami. Wypłaty z tytułu ubezpieczeń, odpraw pośmiertnych, wynikających z Kodeksu Pracy i Funduszu Emertytalnego, wszystkie te czynności są na bieżąco realizowane. Nad tym pracuje sztab osób – dodał dyrektor pracy KWK Pniówek.
Zadeklarował, że osoby pokrzywdzone, rodziny ofiar, mają pełny dostęp do informacji i do przedstawicieli kierownictwa kopalni. Bardzo ważna jest rola psychologów. Jest ich kilku i zajmują się bezpośrednim kontaktem z rodzinami zmarłych.
Zdementował również informacje o tym, że dyrekcja kopalni odsyła rodziny do mediów.
- Nie wyobrażam sobie takiego postępowania. Nigdy w sposób arogancki czy ignorancki nie odesłałbym do mediów. Zdarzają się sytuacje ekstremalne. Mogły zdarzyć się sytuacje, w których osoby poczuły się urażone, czy nieodpowiednio obsłużone, za to wypada przeprosić – wyjaśniał dalej dyrektor Szymura.
Dyrektor pracy dementował też kilkakrotnie informacje podane przez różne media o rzekomych balach dla wdów, których organizatorem jest kopalnia Pniówek.
- Tradycyjnie w okresie przedświątecznym spotykamy się z wdowami naszych pracowników, to jest nasza tradycja. Z szacunkiem i godnością odnosimy się do takiego spotkania, to nie są żadne bale czy dyskoteki, ale spotkania przy obiedzie, podczas których wspominamy tych, którzy od nas odeszli - tłumaczył dalej.
Dodał, że kopalnia jest gotowa zapewnić pracę każdej z wdów, jeśli wyrażona zostanie z ich strony zgoda. Często zdarza się bowiem, że w rodzinach górniczych zatrudniony jest tylko ojciec.
- Proponujemy prace zgodnie z wykształceniem i kwalifikacjami. Dwie wdowy wystąpiły o zatrudnienie w kopalni – dodał.
Dziennikarze dopytywali również o rzeczy prywatne górników, ofiar tragedii, powołując się na relację rodzin, które twierdziły, że miały kłopoty z ich odebraniem.
- Musi to być godnie wydane, posegregowane, opisane, zaprotokołowane. Trzeba ściągnąć rzeczy z haka brudnego, z haka czystego, a jeszcze są szafki, w nich sprzęt, środki czystości. Osoby oczekujące na wydanie rzeczy mogły się zdenerwować tą procedurą, która mogła się przedłużać ze względu na dużą liczbę poszkodowanych – tłumaczył dyrektor pracy.
Sporo pytań dotyczyło też o tzw. przybieranie pracy, czyli w gwarze górniczej – godziny nadliczbowe.
Według relacji niektórych mediów pracownicy, którzy zginęli 20 kwietnia znaleźli się w feralnym wyrobisku w momencie zaistnienia wybuchów, byli tam, ponieważ przybierali godziny pracy.
- Gdy zdarza się awaria maszyny czy urządzenia i trzeba ją usunąć, wówczas zdarza się, że górnicy zostają dłużej. W takiej sytuacji pracownicy mają płacone nadgodziny. Kiedy obowiązuje w danym rejonie skrócony czas pracy, nie ma nadgodzin – zaznaczył dyrektor Marian Zmarzły.
Chodziło o to, że w dniu tragedii, na niektórych ścianach na Pniówku obowiązywał skrócony czas pracy z uwagi na wysoką temperaturę w wyrobisku. Z informacji, które podał dyrektor wynika, że w rejonie zagrożenia było wtedy trzech kombajnistów i nie przekroczyli oni czasu pracy. Pracowali pół godziny, a mogli dwie godziny.
Biorąca udział w konferencji dziennikarka jednego z mediów pytała kilkakrotne, kiedy będzie zgoda na to, aby wdowy po górnikach i ratownikach górniczych mogły – jak to określiła – spojrzeć w oczy tym, którzy wysłali ich mężów i ojców na śmierć. Tu nie mogło być wątpliwości. Obaj dyrektorzy zgodnie podkreślali, że o żadnym wysyłaniu na śmierć nie mogło być mowy.
- Oni szli po żywego, ja to słyszałem, on ich błagał o pomoc. To było słychać – mówił Szymura przywołując w pamięci akcję ratowniczą i rozmowy prowadzone z biorącymi udział w akcji na dole ratownikami.
źródło: nettg.pl, autor: KAJ