unnamed MDPrezes Wyższego Urzędu Górniczego dr. inż. Adam Mirek w rozmowie z portalem netTG.pl odnosi się m.in. do rozwiązań, które w czasie epidemii prowadzili przedsiębiorcy górniczy. Szef nadzoru górniczego wyjaśnia też, dlaczego kopalni nie da się zamknąć z dnia na dzień, co niektórzy nieznający górniczych realiów postulowali, gdy w Polsce wprowadzono stan epidemii.

- Jak pan ocenia rozwiązania wprowadzone przez spółki górnicze w związku z epidemią koronawirusa i na ile się one pokrywają z zaleceniami, które przedstawił specjalny zespół, powołany przez pana 17 marca?
- Przede wszystkim należy podkreślić, że zakład górniczy, kopalnia – to szczególne miejsce pracy, którego nie można porównać ze zwykłym biurem, firmą produkcyjną czy usługową, bo nie można go z godziny na godzinę zatrzymać, a ludzi wysłać do pracy zdalnej czy na zaległy urlop. W kopalni, zwłaszcza podziemnej, mamy do czynienia z miejscami, w których – z przyczyn technicznych – zagęszczenie pracowników jest duże. Takie miejsca to np. klatki szybowe, kolejki podziemne, którymi górnicy dojeżdżają do przodków itp. Dlatego tak ważne jest wdrożenie szerokiej profilaktyki i przeciwwirusowej ochrony indywidualnej pracowników.

Jednocześnie zakres tej profilaktyki powinni ustalać – bo takie mają przygotowanie i kompetencje – właściwe organy nadzoru epidemiologicznego: Główny Inspektor Sanitarny oraz inspektorzy wojewódzcy czy powiatowi. Stąd moja inicjatywa, aby w powołanym przeze mnie zespole uczestniczyła Powiatowa Państwowa Inspektor Sanitarna, która notabene wniosła do dyskusji w trakcie jego pracy bardzo cenne uwagi i propozycje. Według mojej wiedzy działania w zakresie ochrony zdrowia górników podejmowane przez spółki górnicze są zgodne z wytycznymi służb sanitarnych.

Nie mam także informacji, które by wskazywały, aby któreś z przyjętych zaleceń zespołu nie było realizowane. We wszystkich kopalniach oraz centralach spółek wydobywczych działają sztaby kryzysowe monitorujące na bieżąco rozwój sytuacji epidemicznej. Pracownikom zapewniane są środki dezynfekcyjne i ochrony osobistej, stosuje się skanery do zdalnego pomiaru temperatury, substancje odkażające, a także dostosowano organizację pracy zakładów górniczych do tych trudnych warunków. Działania takie z pewnością znacznie minimalizują ryzyko zakażenia koronawirusem wśród górników.

Nie można jednak zapominać, że również na samych pracownikach spoczywa obowiązek odpowiedzialnego zachowywania się także poza zakładem pracy i obowiązek stosowania się do wytycznych Głównego Inspektora Pracy. Przez swoją niefrasobliwość można się zakazić również poza miejscem pracy, a potem, w tych szczególnych warunkach kopalnianych, osiągamy typowy efekt domina.

- Pierwszy przypadek zakażenia u górnika w spółce węglowej stwierdzono po miesiącu od chwili pojawienia się pacjenta zero w Polsce. Jak pan ocenia taki rozwój sytuacji?
- Trudno jest mi oceniać stopień rozwoju sytuacji epidemicznej w jakiejkolwiek branży, tym bardziej, że nie jestem z wykształcenia lekarzem czy epidemiologiem, a górnikiem, geofizykiem. Słusznie jednak pan zauważył mówiąc: „pierwszy stwierdzony przypadek”. Nie można wykluczyć, że już wcześniej nie było wśród pracowników kopalni osoby zarażonej, która np. nie miała symptomów charakterystycznych, a zakażenie przechodziła bezobjawowo, zarażając w tym czasie inne osoby. Koronawirus, jak widać, to przeciwnik bardzo podstępny i o tym musimy pamiętać każdego dnia, w różnych okolicznościach naszego życia tak prywatnego, jak też zawodowego.

- W opinii publicznej pojawiają się głosy, że kopalnie należy zamknąć w okresie epidemii. Zakład górniczy to jednak nie montownia samochodów, którą po przerwie można od razu uruchomić. Takie rozwiązanie to dla kopalni w zasadzie śmierć.
- Rozumiem obawy, jakie pojawiają się w przestrzeni publicznej. Są one całkowicie uzasadnione, ale nie mogą przecież przesłonić zdrowego rozsądku. Trudno sobie wyobrazić natychmiastowe, całkowite zamknięcie kopalni. Byłoby to nierealne – niezwykle kosztowne i stwarzające zagrożenie dla samego zakładu górniczego i otoczenia, czyli sąsiednich kopalń, czy dla powierzchni. Wstrzymanie ruchu zakładu górniczego to wieloetapowy proces, w którym muszą także uczestniczyć ludzie.

- To ogromne koszty społeczne, pozamaterialne i w końcu materialne. Tu nie wystarczy zgasić światło i zamknąć bramę na klucz. Wprowadzać można jedynie ograniczenia działalności zakładu górniczego i to w ściśle określonym zakresie.
- Wyzwaniem dla kopalń przy zmienionej organizacji pracy jest także zapobieganie zagrożeniom naturalnym i technicznym. Co w tej materii muszą robić zakłady górnicze?

- Zapobieganie zagrożeniom naturalnym czy technicznym, szczególnie w czasie walki z epidemią koronawirusa, jest jednym z priorytetów, z jakimi muszą się zmierzyć przedsiębiorcy i załogi kopalń. Nie może tu być żadnej taryfy ulgowej. Musi sobie z tego zdawać sprawę każdy odpowiedzialny przedsiębiorca. Mają tego świadomość także organy nadzoru górniczego.
- Nie można wykluczyć, że z uwagi na rozwój epidemii roboty eksploatacyjne, czy – ogólniej – ruch zakładu górniczego będzie musiał być czasowo zamrożony i ograniczy się jedynie do prac zabezpieczających. Stąd moje niedawne pismo do przedsiębiorców, w którym przypominam o obowiązku uwzględniania w planach takich działań zarówno oceny stanu tych zagrożeń, uwzględniających specyfikę danej kopalni oraz ich odpowiedniego monitoringu i zwalczania zagrożeń wentylacyjnych, tąpaniami, wodnym i innych, a także zagrożeń technicznych. Bez względu na jakąkolwiek sytuację kryzysową wywołaną zagrożeniem wirusem SARS-CoV-2 musimy pamiętać, że ważne jest zarówno zdrowie górników i bezpieczeństwo ich pracy, jak również bezpieczeństwo samego zakładu górniczego wraz z całą infrastrukturą wchodzącą w jego skład tak, aby było do czego wracać, kiedy dzisiejszy kryzys epidemiczny będzie już opanowany.

- Wyjątkowe okoliczności odbijają się także na systemie szkoleń…
- W tym kontekście ważne jest także zwrócenie uwagi na problem okresowych, obowiązkowych szkoleń uprawniających do wykonywania różnych, specjalistycznych czynności w ruchu zakładu górniczego, a których „ważność” upływa w ostatnich tygodniach, a nie ma możliwości uczestnictwa w szkoleniach, ponieważ zostały one zawieszone na czas trwania epidemii. W Wyższym Urzędzie Górniczym dokonaliśmy przeglądu przepisów w tym zakresie. W porozumieniu z Ministerstwem Aktywów Państwowych przygotowaliśmy propozycje zmian trzech rozporządzeń tak, aby ważność obowiązujących szkoleń wydłużyć na cały okres stanu epidemii oraz o trzy miesiące po odwołaniu tego stanu. A to po to, żeby dać wszystkim czas na spokojne, uporządkowane zorganizowanie takich szkoleń i udziału w nich osób, które powinny je okresowo przechodzić.

Z mojej wiedzy wynika, że w Ministerstwie Aktywów Państwowych trwa już (w tzw. szybkiej ścieżce procedowania – red.) proces legislacyjny zmierzający do prawnego uregulowania omawianej kwestii. Wydaje się, że takie działania są w tym trudnym czasie racjonalne i ograniczą możliwe niejasności interpretacyjne.

źródło: nettg.pl, autor i fot.: Maciej Dorosiński