Czas dzielić się zyskami
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Wiadomości
- Mówiąc wprost: jeśli firmy energetyczne nie wezmą współodpowiedzialności dziś, być może nie bardzo będzie miał kto kupować od nich ich energię jutro i pojutrze. mówi prof. JERZY BUZEK, poseł do Parlamentu Europejskiego.
W piątek, 30 września, odbędzie się specjalne posiedzenie unijnych ministrów energii, poświęcone ostatnim propozycjom Komisji Europejskiej odnośnie przeciwdziałania skrajnie wysokim cenom energii w UE. Jak ocenia Pan Premier te rozwiązania?
To nadzwyczajne środki, bo i realia, w których jesteśmy niestety od co najmniej siedmiu miesięcy – od barbarzyńskiej inwazji Rosji na Ukrainę – są nadzwyczajne. Aż trzynaście państw członkowskich jest na przykład zupełnie lub częściowo odciętych przez Rosjan od dostaw gazu – Polska już od kwietnia. Nawiasem mówiąc, to nie przeszkodziło nam jeszcze w sierpniu wypełnić wszystkich magazynów gazu w Unii minimum w 80 proc. przed nadchodzącym sezonem grzewczym – byłem odpowiedzialny w Parlamencie Europejskim za wypracowanie odpowiednich mechanizmów w tej sprawie. To pozwala mieszkańcom UE z nieco większym spokojem oczekiwać zimy, chociaż – co oczywiste – nie rozwiązuje wszystkich problemów. I stąd właśnie te nowe propozycje Komisji. Uważam, że co do zasady stanowią one ważny krok we właściwą stronę. Jednocześnie mam wielką nadzieję, że obrane ostatecznie metody walki z historycznie wysokimi cenami prądu czy gazu będą, na ile to tylko możliwe, wzmacniać – a nie osłabiać – unijną politykę energetyczną i wspólny rynek energii Unii Europejskiej. Zarówno ta polityka, jak i ten rynek nie są bowiem częścią problemu – mogą za to być częścią jego rozwiązania.
KE mówi m.in. o ograniczaniu zużycia energii elektrycznej w okresach największego na nią zapotrzebowania czy przeznaczaniu części obecnych olbrzymich dochodów niektórych wytwórców prądu na wsparcie najbardziej wrażliwych odbiorców energii. Kraje członkowskie będą gotowe to poprzeć?
Najtańsza, najpewniejsza i najbardziej przyjazna dla środowiska jest ta energia, której nie zużywamy. Oszczędzanie jej zatem i działania na rzecz poprawy efektywności energetycznej to zawsze dobry pomysł – nie tylko w czasach kryzysu takiego jak dzisiaj. Co do drugiego postulatu – czas najwyższy, by spółki energetyczne, również w Polsce, zaczęły się dzielić z konsumentami – zwłaszcza tymi dotkniętymi lub zagrożonymi ubóstwem energetycznym, z przemysłem energochłonnym czy małymi i średnimi przedsiębiorstwami – swoimi rekordowymi i niemającymi większego uzasadnienia zyskami.
Z jednej strony nie wyobrażamy sobie, że w XXI w. rodziny z dziećmi czy emeryci mogą marznąć w domach, bo nie stać ich na opłacanie rachunków za energię. Pomijam fakt, że w Polsce – gdzie, według rządzących, węgla mieliśmy mieć na 200 lat – obecna sytuacja wynika głównie z tego, że nie ma jednak wystarczającej ilości tego surowca, dostępnego w warunkach pełnego bezpieczeństwa górników i przy opłacalnych ekonomicznie kosztach wydobycia. Z drugiej strony płyną dramatyczne apele od biznesu – zarówno przemysłu stalowego, nawozowego, ceramicznego czy sektora okołogórniczego, jak i właścicieli piekarni, warsztatów samochodowych, punktów gastronomicznych czy branży hotelowej: nagłe, kilkunastokrotne podwyżki rachunków za prąd czy gaz są dla nich nie do udźwignięcia – a to oznacza zwalnianie ludzi, bankructwa i zamykanie firm. Mówiąc wprost: jeśli firmy energetyczne nie wezmą współodpowiedzialności dziś, być może nie bardzo będzie miał kto kupować od nich ich energię jutro i pojutrze.
Interweniował pan jednak parę dni temu w Brukseli, zabiegając o wyłączenie producentów węgla koksowego i koksownictwa spod obowiązku płacenia tymczasowej tzw. opłaty solidarnościowej – to też jeden z pomysłów KE. Dlaczego Jastrzębską Spółkę Węglową należy traktować inaczej niż np. producentów gazu czy ropy naftowej?
Mówiąc najkrócej – bo chodzi o surowiec strategiczny, który od lat utrzymujemy na liście tzw. surowców o znaczeniu krytycznym dla Unii. Jest on niezbędny technologicznie – i na dzisiaj niezastępowalny – w wytwarzaniu stali, bez której trudno na przykład o rozwój energetyki wiatrowej czy kolei i budowę gospodarki neutralnej dla klimatu. Aż 75 proc. tego węgla UE co roku importuje – ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Mozambiku i przede wszystkim – Australii. Jednocześnie tylko 25 proc. produkujemy sami – liderem jest tu nasza JSW.
Wydaje się – i to podniosłem w mojej priorytetowej interpelacji do Komisji – że obciążanie tego akurat sektora dodatkowymi kosztami jest sprzeczne z dotychczasowym sposobem traktowania go jako newralgicznego i szczególnie ważnego.
I to zwłaszcza że po pierwsze – przed branżą tą w Unii stoją ogromne wyzwania modernizacyjne i inwestycyjne, związane choćby z redukcją emisji metanu, i po drugie – cenę węgla koksowego na poziomie globalnym i tak wyznacza rynek australijski, a nie nadzwyczajna sytuacja na rynku energii UE.
Jakie są, pana zdaniem, szanse na pozytywne dla węgla koksowego i koksownictwa rozstrzygnięcia?
Myślę, że Komisja byłaby tu skłonna do kompromisu. Kluczowe są teraz jednak państwa członkowskie w Radzie UE – czy Polska zbuduje wśród nich odpowiednie poparcie. W przeszłości często się to, niestety, nie udawało – ostatnio na przykład z zapisami kładącymi kres spekulacjom cenami uprawnień do emisji CO2 w systemie ETS, które w Parlamencie Europejskim przegłosowaliśmy ogromną większością. I pytanie podstawowe: czy polski rząd w ogóle podniesie tę sprawę w Brukseli? Czy pokusa łatwego zapewnienia budżetowi co najmniej kilkuset milionów złotych od producentów węgla koksowego i koksownictwa nie okaże się – rok przed wyborami – zbyt duża?
źródło: nettg.pl, rozmawiał: Kajetan Berezowski, fot.: Maciej Dorosiński