Prof. Władysław Mielczarski z Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej o sytuacji branży górniczej podczas pandemii, pogrywaniu z węglem i spółkami górniczymi oraz bezemisyjnej gospodarce, która - w jego opinii - jest absolutną fikcją.

- Dwa miesiące temu, kiedy rozpoczynał się kryzys spowodowany pandemią koronawirusa, mówił pan, że tak naprawdę epidemia może obrócić się na korzyść dla branży górniczej. Podtrzymuje pan zdanie? Czy sytuacja nam jednak trochę ewoluowała?
- Problemem, który w ostatnim czasie pojawił się w górnictwie i który trzeba rozwiązać, jest chwilowy nadmiar węgla. Sposobem na zaprzestanie zapełniania zwałów jest wstrzymanie wydobycia, z czym mamy właśnie do czynienia. Można to było zrobić na dwa sposoby: płacąc za ten czas postoju górnikom z własnych pieniędzy lub z pieniędzy unijnych. I tu pojawia się pozytywny element, bo jeśli zatrzymamy pracę kopalń z powodu koronawirusa, a nie ze względów ekonomicznych, co premier kilkakrotnie podkreślał, to możemy sięgnąć po pieniądze z Brukseli. Skończy się też czepianie tamtejszych elit o stosowanie nielegalnej pomocy publicznej dla górnictwa. Możemy ratować branżę w sposób zupełnie legalny. W międzyczasie spółki węglowe mogą np. spokojnie przejrzeć szyby, rozwiązać problemy techniczne, na co nie zawsze jest czas podczas normalnej pracy kopalń, w końcu przemyśleć pewne sprawy.

- Co ma pan konkretnie na myśli?
- Warto zapytać kandydatów, którzy dostaną się do drugiej tury wyborów, o ich plany związane z górnictwem i zażądać jasnych, pisemnych deklaracji, podpisania planu dla branży. Nie da się zarządzać spółkami bez wiedzy o perspektywach branży, planach rządu. Kandydat, który powie, że zamknie kopalnie, przegra na Śląsku wybory. Jeśli Śląsk pomiędzy pierwszą a drugą turą wyborów nie zapyta kandydatów, co dalej z górnictwem, straci niepowtarzalną szansę. Znowu będziecie słyszeć tylko o funduszu na transformację, czyli pożyczce na własny pogrzeb, którą na dodatek trzeba będzie spłacić. Dostaniecie te pieniądze pod warunkiem zamknięcia kopalń i zwolnienia ludzi. Dlatego trzeba postawić sprawę twardo: Wracamy w lipcu do pracy, ale chcemy mieć gwarancje i program na piśmie co najmniej na najbliższe 5 lat, czyli na tyle, ile trwa prezydencka kadencja. Jest taki dokument wydany przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne, z którego wynika, że w 2030 r. zabraknie nam energii elektrycznej. Straty dla gospodarki mogą iść w miliardy. Została zatrzymana budowa elektrowni w Ostrołęce i moim zdaniem nic innego tam nie powstanie. Zabetonowano 1,5 mld zł. Bez szybkich decyzji w sprawie energetyki i górnictwa zabraknie nam energii. Czasu jest coraz mniej.

- Coraz więcej firm energetycznych, przykład to Polska Grupa Energetyczna, mówi, że żegna się z węglem, wstrzymuje związane z nim inwestycje i stawia na OZE: fotowoltaikę, farmy wiatrowe. Czym to się skończy?
- Dla mnie to taka PR-owska przykrywka. Gdybym był prezesem Polskiej Grupy Górniczej, to na takie zapowiedzi PGE zareagowałbym wizytą w jednej ze stacji telewizyjnych i powiedziałbym, że: „W związku z odejściem PGE od węgla wstrzymujemy dostawy węgla do spółek tej grupy, wycofujemy się z umów sprzedaży”. Na kolanach przyjdą. To jest pogrywanie z węglem i spółkami górniczymi, bo wy tam na Śląsku zgodzicie się na wszystko, aby tylko utrzymać miejsca pracy. Przecież PGE ma elektrownie węglowe, nie może z węgla zrezygnować. Górnictwo stało się krzywym drzewem, na które wszystkie kozy skaczą. Skoro wszyscy dookoła krzyczą: „Odchodzimy od węgla”, to może warto też choć raz powiedzieć: „Dobra, przerywamy umowy!” I zobaczyć, co się stanie.

źródło: nettg.pl, autor: Aldona Minorczyk-Cichy

ZWIĄZEK ZAWODOWY "KADRA"
KWK "CHWAŁOWICE" W RYBNIKU

ul. Przewozowa 4, 44-206 Rybnik
KRS: 0000000306
NIP: 642-256-54-66
REGON: 273939056