Prezes Wyższego Urzędu Górniczego Adam Mirek oraz dyrektor departamentu górnictwa w tym Urzędzie Zbigniew Rawicki wezmą udział w pracach czeskiej komisji, wyjaśniającej przyczyny i okoliczności czwartkowej katastrofy w kopalni ČSM Stonawa, gdzie wybuch metanu zabił 13 górników, w tym 12 Polaków.

Do udziału w komisji szefa polskiego nadzoru górniczego zaprosił jego czeski odpowiednik, prezes Czeskiego Urzędu Górniczego Martin Štemberka.

Informacje o tym, że przedstawiciele strony polskiej zostaną zaproszeni do udziału w postępowaniu, przekazał wcześniej także czeski premier Andrej Babisz, który w piątek odwiedził kopalnię ČSM wraz z szefem polskiego rządu Mateuszem Morawieckim.

Drugi, obok prezesa WUG, przedstawiciel strony polskiej w komisji - dyrektor departamentu górnictwa WUG Zbigniew Rawicki - również ma duże doświadczenie w sprawach związanych z wyjaśnianiem przyczyn podziemnych katastrof. Dyrektor m.in. przewodniczył pracom komisji wyjaśniającej okoliczności majowego wstrząsu w jastrzębskiej kopalni Zofiówka, w wyniku którego zginęło pięciu górników.

Jak poinformował w niedzielę, 23 grudnia, PAP Adam Mirek, pierwsze, wstępne spotkanie poświęcone pracom czeskiej komisji ws. wypadku w kopalni ČSM Stonawa zaplanowano na czwartek 27 grudnia. Prawdopodobnie polscy przedstawiciele zapoznają się wówczas m.in. z dokumentacją dotyczącą kopalni oraz wypadku, a także uzgodnią zasady wzajemnej współpracy.

Zgodnie z czeskimi przepisami, na czele komisji stoi szef właściwego urzędu górniczego - w tym przypadku jest to urząd w Ostrawie. W skład komisji wchodzą też inni przedstawiciele nadzoru górniczego, reprezentanci związków zawodowych oraz - bez prawa głosu - przedstawiciele kopalni. Prezes WUG zapowiedział, że polscy przedstawiciele zamierzają być aktywnymi członkami komisji, a nie jedynie obserwatorami.

Dr Adam Mirek przypomniał, że urzędy górnicze polski i czeski od dawna ze sobą współpracują i wymieniają doświadczenia, zaś od dwóch lat ta współpraca jest bardziej intensywna. Urzędy podjęły ją m.in. ze świadomością, że w czeskich kopalniach pracuje ok. 2 tys. polskich górników, co wymaga zarówno wymiany informacji, jak i wypracowania mechanizmów działania w sytuacjach kryzysowych.

Prezes WUG poinformował, że z uwagą obserwuje postępy akcji ratowniczej w czeskiej kopalni. Podkreślił, że fakt, iż sztab akcji zdecydował o otamowaniu rejonu katastrofy, w żadnym razie nie oznacza wstrzymania akcji i działań ratowników, ale jest kolejnym etapem prowadzonej akcji - uzasadnionym panującymi pod ziemią warunkami. Według czeskich służb, dalsza penetracja rejonu katastrofy przez ratowników byłaby zagrożeniem dla ich życia.

Dr Mirek wskazał na różnice w polskich i czeskich przepisach górniczych, dotyczących np. zasad prowadzenia akcji ratowniczych w kopalniach. W Polsce odbywają się one pod nadzorem przedstawicieli urzędów górniczych, a w uzasadnionych przypadkach nadzór może nawet przejść kierowanie akcją. W Czechach za całość działań na każdym etapie odpowiada przedsiębiorca, czyli kopalnia.

Szef polskiego nadzoru górniczego wyraził przekonanie, że różnice w przepisach nie będą przeszkodą dla pełnego i rzetelnego wyjaśnienia okoliczności tragedii.

Dr Mirek przyznał, że rozmawiał również ze swoim czeskim odpowiednikiem na temat doniesień o rzekomym manipulowaniu czujnikami metanu w czeskich kopalniach, by zwiększone stężenia tego gazu nie wstrzymywały wydobycia węgla - takie informacje przekazywali reporterom anonimowi górnicy przed kopalnią; stanowczo dementował je koncern OKD, do którego należy zakład.

Również szef czeskiego urzędu górniczego w rozmowie z prezesem WUG miał zaapelować o ostrożność w formułowaniu tego typu oskarżeń w mediach i zapewnić, że czeskie urzędy górnicze kontrolują prawidłowość działania systemów metanometrii w kopalniach.

Do zapalenia i wybuchu metanu w kopalni ČSM w Stonawie koło Karwiny doszło w czwartek o godz. 17.16. Górnicy znajdowali się 800 metrów pod ziemią. Zginęło 13 osób, w tym 12 Polaków i jeden Czech. Ciało jednej z ofiar wydobyto tuż po katastrofie, trzech kolejnych - w niedzielę. Zwłoki dziewięciu ofiar nadal znajdują się pod ziemią, w rejonie zamkniętym specjalnymi tamami. Przed kopalnią płoną setki zniczy, są też wiązanki kwiatów.

Dwaj poszkodowani w wypadku górnicy są w szpitalu w Ostrawie - zajmują się nimi specjaliści z Kliniki Poparzeń Szpitala Uniwersyteckiego. Stan jednego z pacjentów jest krytyczny - jest w śpiączce farmakologicznej, ma poparzoną przeszło połowę powierzchni ciała. Stan drugiego górnika poprawia się; oparzenia powoli się goją - wynika z informacji szpitala.

źródło: nettg.pl