sciana galLiderzy związków zawodowych i zarząd Polskiej Grupy Górniczej odliczają już czas do rozpoczęcia rokowań w sporze zbiorowym, który związkowcy wszczęli przed kilkoma dniami, stawiając żądanie jednakowej dla wszystkich pracowników, 10-procentowej podwyżki. Zarząd spółki, który wspólnie ze stroną społeczną pracuje nad wprowadzeniem nowego zakładowego układu zbiorowego pracy, chciałby porozumieć się i zaprosił przedstawicieli załogi do rokowań, które odbędą się 26 marca w Katowicach.

Nieoficjalnie wiadomo, że zażądanie przez związki prostej i jednakowej podwyżki ocenione zostało, jako antymotywacyjne z punktu widzenia nowoczesnych systemów wynagradzania.

Dostrzegają to nawet zwykli górnicy, którzy z podekscytowaniem komentują sytuację w branżowych mediach. Chodzi oczywiście o fakt, że „równo” nie musi być „sprawiedliwie”.

- Jeśli będą podwyżki o 10 procent, to zwykły murcol dostanie 300 zł a związkowiec na etacie nadsztygara jakieś 900 złociszy… - wytyka kąśliwie „Halembiorz” pod artykułem o sporze, umieszczonym w portalu nettg.pl.

Rzeczywiście, jeszcze w kwietniu 2016 r., podpisując porozumienie związkowcy zgodzili się bez zastrzeżeń z oceną, że w ratowanej spółce, jeśli uda się ją wyprowadzić z tarapatów (co wówczas nie było wcale pewne), w przyszłości ma zostać wprowadzony motywacyjny system wynagradzania.

„Im bliżej ściany, tym więcej. Uproszczenie wynagrodzeń. Podwyżka, ale i likwidacja anachronicznych dodatków” - brzmiały powtarzane od lat niczym refren pomysły na uzdrowienie górniczej stajni Augiasza w płacach.

Czy jednakowa podwyżka faktycznie przeczy nowoczesnemu podejściu do wynagradzania?

- Taka podwyżka po prostu nie może być sprawiedliwa. To jest takie starodawne żądanie, jak z poprzedniego ustroju – komentuje dla portalu nettg.pl prof. Andrzej Barczak z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, szef katowickiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Profesor zwraca jednak uwagę, że antymotywacyjność to mniejsze z zagrożeń:

- Podwyżka nie ma sensu ani społecznego, ani, powiedziałbym nawet, nie ma ona nic wspólnego z katolicką nauką społeczną Kościoła. Ponieważ górnicy w ponad 95 proc. są katolikami, niech dowiedzą się, co ta nauka głosi - że firmy nie wolno niszczyć! Tu niestety prawdopodobieństwo, że wszystko się zawali, jest bardzo duże… Niejednokrotnie ostrzegałem przed ultymatywnymi żądaniami związków zawodowych. Niedawno jeszcze, w okresie najcięższego kryzysu spółki, był pewien spokój i wszystko szło ku lepszemu. Dzisiaj, gdy firma nie ma trudności finansowych tylko pojawiły się widoki na jakiś niewielki zysk, znowu rozlega się ta starodawna śpiewka… Problem z 10-proc. podwyżką polega na tym, że w PGG zabrakłoby na inwestycje, na przygotowanie nowych ścian. A są tam kopalnie, które dysponują tylko jedną, dużą i wydajną ścianą. I bardzo boję się, że gdy natura przeszkodzi w wydobyciu, to wtedy nagle wszystko w kopalni stanie. Jeżeli tak będzie, to Polska Grupa Górnicza upadnie. I wtedy niestety nikt już nic nie dostanie – mówi prof. Barczak.

Ile pieniędzy trzeba by zarezerwować na wypłatę 10-procentowej podwyżki w PGG? Według naszych pobieżnych wyliczeń chodzi o kwotę rzędu 350 mln zł. A warto przypomnieć, że to ponad czterokrotnie więcej, niż wypłacono górnikom dodatkowo za zeszły rok w formie 30-proc. nagrody rocznej. O przedterminowym częściowym uruchomieniu tej nagrody, która miała być zawieszona z powodu śmiertelnego zagrożenia płynności spółki, zadecydowała prognoza zysku za 2017 r. na poziomie 200 mln zł. Oznacza to, że dzisiaj zarząd miałby przeznaczyć na podwyżkę, której żądają związkowcy, półtora raza więcej, niż PGG mogła zarobić szacunkowo w całym roku. A jeśli wyniki ostatecznie okażą się gorsze?

Przypomnijmy, że obecne zobowiązania PGG wynoszą wobec inwestorów, którzy wyciągnęli spółkę spod noża, około 5 mld zł. Czy wolno spółce wydać więcej, niż ma? I to tylko na jeden z kosztów?

- Dziwię się związkowcom. Chciałbym im przypomnieć, że koniunktura to taka panna, która raz wspina się w górę, a raz na schodzi na dół. Sprzedaż węgla na świecie, w Europie i w Polsce będzie malała. A o tym, że jego cena jednym razem wzrasta, aby potem spaść, wie nawet dziecko! - mówi prof. Andrzej Barczak i dodaje: - Od 20 lat pamiętam tę straszną prawidłowość, że jakkolwiek nazywały się nasze największe spółki górnicze, czy był to holding czy kompania, to jak tylko pojawiał się w nich jakikolwiek zysk, natychmiast go przejadano. Dziwię się związkom... - mówi ekonomista.

źródło: nettg.pl, autor: WIG, fot.: Jarosław Galusek