kolorz d- Konsolidacja jest konieczna, bo rozdrobnienie ruchu związkowego nie służy ani jemu, ani samym pracownikom, a niejednokrotnie jest na rękę pracodawcom - stwierdza w rozmowie z Trybuną Górniczą DOMINIK KOLORZ, przewodniczącym zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ Solidarność.

Ministerstwo Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej z końcem marca przysłało wam do konsultacji projekt ustawy o związkach zawodowych.


- Ministerstwo musiało wykonać wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który stanowi, że pracownicy pracujący na umowach cywilnoprawnych i niemający dotychczas prawa zrzeszania się w związkach zawodowych, teraz takie prawo mają otrzymać. I to jest główny powód lub pretekst, jak kto woli, do nowelizacji, aczkolwiek nie odnosi się ona tylko do tego, że ta grupa pracowników może być członkami związków zawodowych. W projekcie nowelizacji są także zmiany budzące w nas niepokój.

Czego dotyczą pozostałe zmiany?
- Choćby podwyższenie progu reprezentatywności dla już, podkreślam, dla już reprezentatywnych organizacji związkowych. Biorąc pod uwagę, że szczególnie młodsza część społeczeństwa jest wychowana w duchu antyzwiązkowym i nie garnie się do związków zawodowych, może spowodować to, że związki będą miały mniejsze możliwości negocjacyjne w zakładach pracy. Ba, w skrajnych przypadkach mogą one utracić status reprezentatywności. Teraz ten próg wynosi 7 proc., a według projektu nowelizacji ma być zwiększony do 10 proc.

Nowoczesna, składając swój projekt ustawy, chciała związkom pomóc, by rosły ich szeregi itp. Pańskim zdaniem rząd też chce pomóc związkom zawodowym?
- O projekcie Nowoczesnej powiem tyle, że był szaleństwem, a projekt rządowy ma swoje wady i zalety, aczkolwiek osobiście widzę w nim więcej minusów niż plusów.

Jakie są zatem zasadnicze wady i zalety tego projektu?
- Zaleta: niewątpliwie wykonanie wspomnianego wyroku Trybunału. Wady: m.in. kwestia podniesienia progu reprezentatywności, przekazanie pracodawcy zbyt dużych kompetencji do ingerowania w niezależność związków zawodowych, choćby w kontekście bezwzględnego nakazu ujawniania listy członków związku, nawet tych, którzy płacą składki do tzw. ręki, co jest szczególnie istotne dla zatrudnionych w zakładach prywatnych. Tam, gdy pracodawca dowie się, że X jest członkiem związku, to daje mu alternatywę: albo wypisujesz się ze związków, albo wypisuję ci zwolnienie z pracy. I taki nakaz może teraz uszczuplić szeregi i skuteczność związkowców. Negatywnie opiniujemy ograniczenie tzw. czynności doraźnych...

A cóż to takiego?
- Może dojść do takiej sytuacji, że Walne Zebranie Delegatów Regionu Śląsko-Dąbrowskiego będzie mogło odbyć się tylko w niedzielę, ponieważ pracodawca nie wyrazi zgody na to, by delegat mógł uczestniczyć w zebraniu np. w piątek od godziny dziesiątej. W nowelizacji nie uwzględniono niektórych proponowanych przez nas rozwiązań. M.in. brakuje tam wprowadzenia obustronnej odpowiedzialności za łamanie przepisów ustawy związkowej. Uważamy, że jeśli pracodawca lub związkowcy skrajnie łamią przepisy ustawy, to powinni ponosić zdecydowanie większe sankcje, niż tylko kary przedłożone w projekcie, czyli 3 tys. zł wypłacone z własnej kieszeni.

Znaczy się: prezydium regionu zaopiniowało projekt po części pozytywnie, po części negatywnie, z przewagą...
- Z przewagą ocen negatywnych. Ocen pozytywnych będzie w tej opinii 30 proc. Zakładamy, że nasze uwagi zostaną uwzględnione przed rozpoczęciem faktycznych prac nad nowelizacją ustawy. A prowadzone one będą w ramach Krajowej Rady Dialogu Społecznego i z tego, co wiem, to mają się rozpocząć jeszcze w kwietniu.

Kiedy może dojść do nowelizacji?
- To już jest pytanie do pana wiceministra Stanisława Szweda, który jest motorem tych zmian. Z pewnością nie stanie się to przed wakacjami, a zacznie obowiązywać od przyszłego roku.

Pańskim zdaniem: jest potrzeba zmiany obecnie obowiązującej ustawy o związkach zawodowych?
- Tak, jest taka potrzeba. Nie ma co ukrywać, że młodsi pracownicy uważają, że związek zawodowy powstaje w ich firmie tylko po to, by ktoś mógł być jego przewodniczącym. Nierzadkie są sytuacje, że ktoś przegrywa wybory w związku X i na drugi dzień zwołuje dziesięciu swoich kumpli i zakłada związek Y. A wówczas związek taki nie ma nic wspólnego ze skutecznością i jest jedynie parawanem ochronnym dla tegoż przewodniczącego, który wczoraj stanowisko utracił, a dziś znów je ma. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że związków zawodowych jest w Polsce za dużo, czym może narażam się niektórym moim kolegom związkowcom, ale jestem przekonany o konieczności, że się tak wyrażę, unormowania sytuacji w tej materii.

A wracając do Nowoczesnej, która uważa, że związki powinny finansować się ze składek, to...
- Niech się oni lepiej sobą zainteresują. Biorą subwencje z pana i mojej kieszeni, od podatnika. I to im nie przeszkadza. Jeżeli ktoś zakłada, że koszty funkcjonowania związków wynoszą ileś tam milionów, bo są etaty dla związkowców finansowane przez przedsiębiorstwo, to są mylne wyliczenia. A dlaczego? A dlatego, że takimi kosztami można byłoby operować pod jednym warunkiem: przewodniczący byłby zwolniony z pracy i z tego tytułu pracodawca miałby mniejsze koszty...

Obecny pana szef, gdy przed laty był na pana miejscu, był zwolennikiem finansowania ruchu związkowego z odpisów podatkowych obywateli. Tłumaczył to następująco: związek mający 10 proc. załogi wywalcza podwyżki dla wszystkich. Niech więc niebędący w związkach wspomagają, skoro korzystają z tego, co związek, jak to się mówi, załatwił...
- I to jest słuszna koncepcja. I to nie jest żadna bajka albo inna fantastyka, bo taki system obowiązuje w Skandynawii.

I na koniec: proszę mi wyjaśnić, jak to jest, że związki funkcjonują dla pracowników, a jednocześnie nie brakuje wśród nich, nawet wśród związkowców, krytyków, szczególnie aparatu związkowego. O co chodzi?
- Związkowcy to są tylko ludzie. Tak samo jak dziennikarze. Dobrzy i źli. Wbrew pozorom związkowca łatwo jest pozbawić funkcji. Ludzie tworzą związek i to oni wybierają swojego przewodniczącego i swój, jak to pan brzydko nazwał, aparat związkowy. Co roku odbywają się walne zebrania delegatów. Wg naszego statutu 20 proc. członków związku może zwołać nadzwyczajne walne i może te władze zmienić. Nikt tu nie jest do stołka przywiązany. I jeśli członkowie związku widzą, że ich przewodniczący jest zły, to wręcz powinni dążyć do tego, by zmienić go na lepszego!

Jaka przyszłość rysuje się dla ruchu związkowego?
- Przede wszystkim związki zawodowe powinny dążyć do konsolidacji, czy się to podoba, czy też nie, jak to pan określił, aparatowi związkowemu...

Dobrze, niech będą "kadry związkoweˮ.
- Konsolidacja jest konieczna, bo rozdrobnienie ruchu związkowego nie służy ani jemu, ani samym pracownikom, a niejednokrotnie jest na rękę pracodawcom.

źródło: nettg.pl, autor: Andrzej Bęben